sobota, 26 sierpnia 2023

1403 [2] || nie ma co się martwić na zapas

 Sobota, 20:17



Witam ponownie :) 

Miałam mega ciężki dzień, w całości spędziłam go przed laptopem. Zrobiłam sobie tylko jedną przerwę koło 12 na śniadanie, a potem o 18 poszłam do biedronki. Musiałam wyjść na chwilę, bo aż mnie głowa i oczy bolały. Zrobiłam jednak bardzo, bardzo dużo. Ogarnęłam wszystko do pracy, ale także skończyłam pisać, trzeci, ostatni już rozdział magisterki. Napisałam też wstęp i zakończenie. Ogarnęłam rzeczy na vinted, naprawiłam sobie paznokcia i teraz także działam. Jednocześnie robię zamówienie dla kota, oglądam "Ród smoka", piszę wpis i robię pielęgnacje włosów. I tak, wszystko jestem w stanie zrobić dobrze. Przed chwilą też się wykąpałam, więc trochę odżyłam. Jak tylko ze wszystkim skończę, to idę ogarnąć kocie sprawy i mam jeszcze zamiar dzisiaj posiedzieć nad pracą licencjacką mojego brata. Na szczęście mam mało angażujące umysł zadanie, bo głównie kopiuj-wklej. 

Tyle dni się zamartwiałam tą imprezą Szymka, a okazało się, że nie poszedł. Totalnie się rozchorował. Ale...! Nie uwierzycie. Siedzę sobie dzisiaj i pracuje, a tutaj dzwoni do mnie nieznany numer, więc odbieram. A tam znowu ta dziewczyna, która dzwoniła do mnie w czasie ostatniej imprezy. Okazało się, że ona i jej chłopak chceli zrobić S. niespodziankę i wpaść do niego, ale im nie otwierał drzwi, bo zwyczajnie źle się czuł i poszedł spać. Pytała czy nie wiem co się z nim dzieje. Nie mam pretensji, że zadzwoniła, bo to zupełnie inna sytuacja niż ostatnio, ale... Kurwa jeśli mam być szczera to i tak mnie to zirytowało. To ona jest współodpowiedzialna za to co czuję teraz do S. Kontakt z nią to ostatnia rzecz na jaką mam ochotę. 


Okej, ja już chyba będę kończyć. Jestem bardzo zmęczona, także ogarnę szybko co mam do zrobienia i lecę spać. 

Powiedziałam dzisiaj S. że jak będzie czegoś potrzebował to jutro mu przywiozę, ale jednak mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby. Po pierwsze zmarnowałabym dużo czasu (bo mieszka na drugim końcu miasta), to jeszcze, aż przykro mi to mówić, ale nie mam ochoty się z nim widzieć. Pewnie myślicie, że jestem głupia, że tak to przeżywam, ja nawet sama tak myślę. Nie potrafię zrozumieć dlaczego AŻ TAK BARDZO zabolała mnie ta sytuacja, iż nie potrafię przejść nad nią do porządku dziennego. 


3 komentarze:

  1. Absolutnie nie myślę (i podejrzewam, że wszyscy inni też nie), że jesteś głupia. Twoja reakcja jest odpowiednia dla tej sytuacji. A wręcz powiedziałabym, że jest nawet mocno złagodzona. Szymon zrobił ci straszną rzecz i jeszcze nie ma zamiaru nijak ci tego wynagrodzić. Nie daj sobie wmówić, że ty tu w jakiś sposób zawiniłaś czy przesadziłaś. Będę to cały czas powtarzać i jak będzie potrzeba w przyszłości, to przypominać.
    Ale cieszę się, że trochę odetchnęłaś.
    Tak z innej beczki, to bardzo lubię czytać twojego bloga, śledzę cię już nie wiem jak długo i w jakiś sposób się z tobą zżyłam. I czasem naprawdę ciężko czyta się twoje posty, w których opisujesz sytuacje z życia, które w ogóle nie powinny mieć miejsca. Już pomijając tę farsę z Szymonem, bo tu chociaż częściowo piszesz, że widzisz, że coś jest nie tak i próbujesz coś z tym zrobić, ale nie mogę wytrzymać jak widzę wpis, że piszesz licencjat dla brata. Wiem, że nie znam całej historii i z jakiegoś powodu tę decyzję podjęłaś, ale mi się aż nóż w kieszeni otwiera. Dlaczego twój czas jest mniej ważny niż jego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Wiesz co, problem jest taki, że często nie rozumiemy zachowania osób, które pochodzą z dysfunkcyjnych rodzin, czasami trzeba "wejść w czyjeś buty", aby mieć pełen obraz sytuacji. Ja mam coś takiego, że po tylu latach spędzonych z matką już czasami wiem, że nie wygram. I uwierz mi na słowo, że łatwiej mi jest już napisać pracę licencjacką niż się wiecznie o to kłócić, wysłuchiwać pretensji i tego, że jestem egoistką. To jest tak, że ta druga osoba wręcz wierci Ci dziurę w brzuchu i zgadzasz się na coś dla świętego spokoju. Nie wiem jak lepiej mogłabym to opisać. Mnie jedynie pociesza fakt, że powoli wszystko zmierza ku końcowi.
      I bardzo się cieszę, że lubisz tutaj wpadać. Mi jest sobie cieżko wyobrazić, że ktoś tam jest po drugiej stronie i w rzeczywistości śledzi moje życie. Także dziękuję za komentarz :)

      Usuń
    2. Ja podpisuje się pod tym co napisała osoba wyzej, tez od dawna śledzę Twojego bloga i się troszkę z Tobą zżyłam :)

      Usuń