Niedziela, 16:18
Hejka!
Nie było mnie tu dwa dni i coś mi się podziało z blogiem. Nie mogę dodawać żadnych komentarzy, czy to na swoim blogu, czy na Waszych. Cały czas recaptcha. Mogę wpisywać po 20 razy hasła, a i tak pojawia się znowu. Mam nadzieję, że wkrótce to się samo naprawi, bo nie mam pojęcia co zrobić.
Jeśli chodzi o piątek, to ten dzień był dziwny. Przesiedziałam go w domu, bo czekałam na kuriera z ważną paczką, przy czym koło 15 dostaje wiadomość, że nie zastał mnie w domu... Zadzwoniłam do niego i wyszło tak, że sama musiałam lecieć odebrać tą paczkę do niego, na dodatek była cała podarta. Ogólnie to był jakiś leniwy w dzień, w którym na nic nie miałam ochotę. Koło 17 zebrałam się i pojechałam do Szymka. Wieczór spędziliśmy w domu oglądając bardzo przyjemny serial - "Młody Sheldon". Położyliśmy się spać koło 23, natomiast o 2 w nocy obudził nas telefon. Dzwoniła moja mama, od razu wiedziałam, że coś się stało... Mianowicie ze ściany spadł telewizor. Tak, dobrze czytacie. Mam w salonie naprawdę ogromny telewizor i jakimś cudem zerwał się z jednego haka, a na drugim wciąż wisiał. Moja mama musiała go trzymać, bo gdyby puściła to by się rozbił. Także zebraliśmy się z S. szybko i przyjechaliśmy, w 3 osoby ciężko było nam to zrobić, nawet zadzwoniliśmy po mojego wujka. Jakaś masakra, serio. Finalnie nam się udało i do domu (czyli do Szymka) wróciliśmy koło 4 nad ranem.
Wczoraj natomiast mieliśmy ślub. Poranek spędziliśmy na przygotowaniach i na 15 pojechaliśmy już do kościoła, a później na wesele. Za mąż wychodziła moja kuzynka, co prawda z nią w ogóle kontaktu nie mam, ale jej mama to najlepsza przyjaciółką mojej, a także moja ukochana ciocia. Także cieszę się, że zostaliśmy zaproszeni.
Naprawdę świetnie się bawiliśmy, ale...
Koło 11 zaczęłam się źle czuć, na początku to ignorowałam, ale o godzinie 2 już wprost powiedziałam mamie, że chce jechać, bo nie wytrzymam. Co mi się działo? Mianowicie dostałam zgagi. Ale nie takiej normalnej, ja dosłownie tam zdychałam. Mam wysoki próg bólu, ale to była prawdziwa mordęga. Już byłam tak zdesperowana, że miałam poprosić żebyśmy pojechali do apteki w drodze powrotnej, bo nie wytrzymam. Coś takiego przytrafiło mi się drugi raz w życiu, po raz pierwszy jakieś 2 lata temu na imprezie urodzinowej, ale nie było aż tak silne. Pojęcia nie mam co jest przyczyną, nie piłam dużo alkoholu. Może jakieś 6 drinków w sumie (a byliśmy tam 9 godzin), ale dwa były bezalkoholowe. Alkoholu też nie mieszałam. Ale nie ważne! Chce zapamiętać tylko dobrą zabawę :)
Wyszliśmy z imprezy koło 2:30, bo już goście zaczynali się rozchodzić, to było zdecydowanie jedno z tych mniejszych wesel. Mój wujek po nas przyjechał i razem z mamą odwieźli nas do Szymka. Tam się położyłam jeszcze w ubraniach i gdy się tak wyprostowałam to dopiero ból trochę puścił. S. zmył mi nawet makijaż, bo ja serio nie mogłam się nawet ruszać z bólu, mówić zresztą też.
No i tak mamy dzień dzisiejszy, czyli niedzielę. Ja obudziłam się już przed 8 i nie mogłam zasnąć, bo nadal nie czułam się dobrze (i wciąż nie czuję). W dalszym ciągu czuję palenie w klatce piersiowej, już nie takie silne, bardziej mam wrażenie jakbym... mhm... jakbym miała tam zakwasy haha nie wiem czy zrozumiecie. Spałam jakieś 4 godziny tej nocy, poprzedniej też kiepsko przez tę akcję z telewizorem. To sprawia, że jestem serio bardzo zmęczona.
Jestem już u siebie w domu, także mam zamiar się za chwilę położyć i pójść wcześnie spać. Szymek leczy kaca u siebie.
A może byłaś za mocno ściśnięta paskiem sukienki. Kiedyś miałam taki objaw od zaciśnięcia właśnie. Nerwy i inne czynniki też mogą na to wpływać. Ładnie wyglądacie na fotkach :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to nie wina sukienki, bo była z elastycznego materiału. Nawet trochę za duża na mnie. Szczerze, to nie wiem co było przyczyną, może za dużo zjadłam i wypiłam.
UsuńPewnie to zbieg okoliczności, ale kobietka u której robię paznokcie miała identyczną sytuację z paczką właśnie w ten piątek. Cyrk na kółkach.
OdpowiedzUsuńPS: Wiem, że się powtarzam, ale pięknie wyglądasz :)
Mi się coś wydaje, że czasami kurierzy w ogóle nie dzwonią domofonem, tylko potem zostawiają informacje, że kogoś w domu nie było.
UsuńDziękuję!
Cieszę się, że pomimo zgagi zapamiętasz świetną zabawę. Wyglądałaś bosko! ( *_* ) No i chciałam Ci jeszcze powiedzieć, że te zdjęcia z poprzedniego posta w rudych włosach - sztos totalny! Wiem, że to pewnie aplikacja, ale na Twoim miejscu rozważyłabym ten kolor, bo mega Ci pasuje :D
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńA jeśli chodzi o te rude włosy, to każdy mi to mówi, aż jestem w szoku :)