niedziela, 11 czerwca 2023

1327 || Domowe potyczki

Niedziela, 21:00



Haj dziewczyny! 

Witam się z Wami na końcówce mojego dnia, który był całkiem udany. Rano napisałam wpis, później zajęłam się czytaniem książki, póki co podoba mi się, ale jeszcze mnie nie wciągnęła. A na 15 umówiłam się z przyjaciółką, pojechałyśmy na rynek i miło spędziłyśmy czas. 


Zjadłyśmy sobie po oscypku, a także kilka krówek o ciekawych smakach. Najbardziej smakowała mi o smaku ciasteczek korzennych, a także colowa. 


Zjadłyśmy też po kawałku żelka i po połowie bubble tea. Ja piłam pierwszy raz (pomijając tą, którą kupiłam kiedyś w żabce). Była bardzo dobra, ale chyba trochę za słodka jak dla mnie. 


I takie piękne bukiety gipsówek widziałam po drodze. No cudne są i chyba sama sobie kupię :) 


Dzisiaj usłyszałam od matki, że jak tylko przyjeżdża mój brat to się zmieniam i robię się złośliwa. Wiecie przy okazji czego to powiedziała? Jedliśmy razem obiad i nałożyłam sobie zapiekankę, a ona do mnie "nałóż Michałowi" (mojemu bratu). Ja odmówiłam, bo serio mam dość usługiwania mu jak jakiś niewolnik. Zabrzmię pewnie jak zbuntowana nastolatka, ale wszystko się kręci wokół niego i wszystko jest dla niego. Jak opowiadałam Szymkowi niektóre sytuacje, to nie mógł mi uwierzyć. Albo sytuacja ze wczoraj. Nie mamy w domu deski do prasowania, tylko prasujemy na stole ze specjalnym kocem. I moja mam chciała coś tam wyprasować, ale że lubi w towarzystwie telewizora to trzeba było przenieść stół do pokoju. Siedzieliśmy ja i mój brat i zgadnijcie komu wydała rozkaz przeniesienia tego stołu? No pewnie, że mnie. I nie, nie zrobiłam tego. Nie jestem już tak głupia jak kiedyś. Albo próbowała mnie wmanewrować we wspólne zakupy spożywcze... To też jest dobre. Wiele razy tak robiła, a potem ciągnęłam dwie zgrzewki wody do domu dla mojego brata, a jak tylko coś narzekałam to słyszałam, że jestem egoistką (warto tutaj dodać, że ja nawet wody z butelek nie piję). Związek z S. bardzo dużo mi dał pod tym względem. To jak widzę, że zawsze on się zajmuje takimi sprawami jak noszenie zakupów, mojej torby, albo czymś ciężkim w domu. Nigdy nie było sytuacji kiedy musiałabym chociażby nieść reklamówkę ze sklepu... To dla mnie dziwne, bo u mnie w domu zawsze było odwrotnie. I jak tylko było trzeba zrobić cokolwiek, to zawsze kazała to zrobić mi, a nie mojemu bratu. Sytuacja z przeniesieniem stołu to pokazuje.  


Lecę obejrzeć odcinek serialu, a potem poczytam jeszcze książkę. 


7 komentarzy:

  1. Jako, że dawno nie zrobiłam psychologicznego wywodu pełnego goryczy i ostrych słów, oto i on:
    Odnośnie S. - najważniejsze, że jego znajomi wiedzą o Tobie i że chce Cię im przedstawić i że to faktycznie nastąpi w niedalekiej przyszłości.
    Tym że zwleka z powiedzeniem rodzinie, akurat w ogóle bym się nie przejmowała, bo go rozumiem, że nie chce aby rodzina się wtrącała - z rodziną wychodzi się dobrze tylko na zdjęciu, osobiście znam tylko rodziny dysfunkcyjne, a mieszkałam w czterech krajach. To b.smutne, ale nigdy nie widziałam zdrowej relacji, zawsze przynajmniej jedna osoba wymusza dominację nad drugą osobą/ pozostałymi członkami rodziny.
    A na Twoim miejscu nigdy nie przedstawiłabym S. matce bo szczerze mówiąc to bym się wstydziła, że jako dorosła osoba nadal daję się komuś tak traktować i że w ogóle jest jeszcze w moim życiu. Jako osoby dorosłe to my decydujemy, na jakie traktowanie się godzimy, odpowiedzialność za to przechodzi na nas. Hamowałabym się też z opowiadaniem S. tych rodzinnych historii, bo to są tematy na terapię, a nie na obarczanie nim chłopaka w 5-miesięcznym związku. Poza tym, w porównaniu do tego traktowania, może on faktycznie zacząć się czuć jak Twój wybawiciel i wtedy naprawdę zacznie wierzyć, że „Ty to masz szczęście, że go masz”.
    Jako dziecko nie ze swojego wyboru stałaś się ofiarą przemocy i będzie potrzeba dużo terapii żeby wyjść z tego mindsetu (to jest w ofiarach przemocy zaprogramowane, z tego nie da się tak łatwo wyjść, podświadomie zawsze będziesz prowadzić do tego, żeby poczuć się odrzuconą i wykorzystaną). W domu nikt nie szanował Twoich granic i przez to teraz Ty też będziesz miała problem z wyczuciem, gdzie te granice powinny leżeć w zdrowym związku. Za bardzo się starasz, chociaż nikt Cię o to nie prosi (i tu znowu zgadzam się z S.) Prawdopodobnie podświadomie chcesz wymusić, żeby S. zaopiekował się Tobą tak, jak nie zaopiekowali się Tobą rodzice, a to nie jest jego obowiązkiem. Próbujesz to racjonalizować podejściem „jeśli ja wkładam w ten kilkumiesięczny związek tyle wysiłku jak pełnoetatową żona z ambicjami na perfekcyjną panią domu, to on musi to odwzajemnić, bo inaczej poczuję się odrzucona i obarczę go za to winą, tak jak nadal obarczam winą matkę za złe traktowanie, chociaż mam realne wyjście z tej sytuacji- znaleźć pracę na pełen etat i się wyprowadzić (btw praca na pełen etat sprawi, że bardziej zrozumiesz S. dlaczego nie jest w stanie dorównać Ci z zaangażowaniem w związek). Ogólnie na miejscu S. czułabym się bardzo przytłoczona ilością uwagi (i starań) jaką mu poświęcasz i właśnie tymi ciągłymi oczekiwaniami. Człowiek po tygodniu pracy chce po prostu „wyczilować”, a nie wyrabiać drugi etat we współzależne relacji.
    Kolejna kwestia do omówienia na terapii- czy to jak matka zawsze traktowała brata (i ojca?) podświadomie stanowi dla Ciebie wzorzec jak traktować mężczyzn, z którymi jesteś powiązana emocjonalnie.
    Czy matka najpierw latała koło ojca jak z jajkiem, „kochała” za bardzo, w zamian oczekując takiego samego traktowania (co jest manipulacją), a gdy to nie nastąpiło, mogła „dumnie” nosić tytuł ofiary, jak ona się dla wszystkich poświęca i nikt tego nie docenia. I niestety - a gdy to nie nastąpiło - dała sobie prawo ciągłego narzekania i wytykania innym, dała sobie prawo wyżywania swoich frustracji na Tobie.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest ta samospełniająca się klątwa, której wspomniała Ariela- podświadomie powtarzamy wzorce wyuczone w dzieciństwie i zaobserwowane u rodziców. Jeśli będziesz „kochać” za bardzo, zamienisz S. w swojego brata lub ojca. A jak wiemy, ojciec od matki uciekł, a brat za często też nie przyjeżdża . Każdy człowiek który nie był ofiarą przemocy nie będzie mógł na dłuższą metę wytrzymać z osobą, która z pomocą terapeuty nie zamknęła za sobą tego rozdziału.
    Jeśli nadal będziesz się kręcić w kółko sama ze sobą, będziesz narzucać coraz więcej presji na S., żeby poczuć się dowartościowaną, a i tym samym odrzucisz go od siebie. Tak zrobiłaś postęp w przeciągu ostatniego roku, ale nadal nie zajęłaś się fundamentalną kwestią - odcięcie się od matki, pokonanie strachu że sama sobie nie poradzisz, pokonanie strachu przed wydorośleniem i wzięciem całkowitej odpowiedzialności za swoje życie Jak Ci idzie realizacji celów na ten rok? Bo połowa już za nami. Bycie ofiarą i poczucie odrzucenia to Twoja comfort zone z dzieciństwa. Przestań prosić S. o kwiatki i zajmij się tym, czego tak naprawdę unikasz - dorosłego życia na własny rachunek. Wtedy przestaniesz się przejmować takimi pierdołami bez większego znaczenia, bo nareszcie samą siebie dowartościujesz.
    Książę na białym koniu nie przyjedzie by uratować Cię od złej macochy, dorosły Kopciuszek może/powinien sam sobie poradzić.
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  3. A skoro jestem już on the roll w przekierowywaniu swoich frustracji na innych to wytknijmy też parę rzeczy S., w których chyba przypomina Twojego brata : to by nie przeszło, żebyś w weekend była nieumalowana i w dresie, serio? czyli zawsze musisz być „zrobiona”, gdy spędzasz z nim czas, inaczej on nie będzie chciał się z Tobą bawić? bez makijażu i w dresie nie jesteś go godna? A za nim wyjdziecie do ludzi on musi zaakceptować Twój ubiór? Sugeruje tym, że Twój gust a tym samym Twoja opinia jest mniej warta od jego. Gorzej, fundamentalnie zaczyna burzyć Twoją samoakceptację i poczucie własnej wartości (które i tak jest niskie) : Twój gust jest nic nie warty = Twoja opinia jest nic nie warta = Ty beze mnie nic nie jesteś warta = przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji zawsze zastanów się, czy ja byłbym z niej zadowolony, żebym czasem nie musiał się za Ciebie wstydzić, bo jesteś osobą drugiego gatunku, a ja pierwszego i wszystko ma być dopasowane pode mnie, a Twoje zdanie się nie liczy = Musisz się bardziej starać i mi dogadzać, bo być może wtedy powiem Ci jaka jesteś wspaniała i Twoje poczucie wartości na moment wzrośnie wzrośnie, bo inni muszą Cię dowartościowywać, żebyś w końcu nie czuła się jak zero, przez to jak pozwalasz się traktować matce. = No i jeszcze, wykorzystuję Twoją uwagę, jaką mi poświęcasz w związku żeby dopompować swoje ego i chodzić regularnie na siłownię, a jak będę już fit, to zniszczę Twoje poczucie wartości znowu do zera, mówiąc Ci że też musisz wyrobić formę, żebym mógł z Tobą bez wstydu wyjść do ludzi, no bo taki fit facet jak ja musi mieć umalowaną, odstrzeloną łaskę na każde zawołanie, która zgadza się z każdym moim słowem, bo ja jestem mądry a ona jest głupiutka i ma szczęście że go ma. Dramatyzuję, ale dominacja i manipulcja w związku może rozwinąć się bardzo szybko, zwłaszcza jeśli jego matka chociaż w połowie przypomina Twoją/ zwłaszcza jeśli został wychowany w zacofanym społeczeństwie rządzonym przez patriarchat, w którym ludzie od dziecka mają prane mózgi przez Kościół. Kościół promujący kobietę jako służebnicę i męczennicę Pańską. Zwłaszcza jeśli matka mu usługiwała tak jak Twoja bratu, potwierdzając „nauki” księdza (= mężczyzny). Dlatego tak jak jak ja czuję że mówienie do Ciebie to jak grochem o ścianę, tak Ty czujesz że mówienie do S. to jak grochem o ścianę. Jeśli Ty unikasz podjęcia tej ciężkiej pracy, jaka czeka Cię na terapii, jak możesz się dziwić, że S. po pracy nie pracuje jeszcze nad sobą, nie dokonuje tej mentalnej orki, żeby „być lepszym chłopakiem”. Jeśli chcesz poprawy sytuacji, musisz zacząć od swojego wnętrza, bo tak, szczuplejsza czujesz się ze sobą lepiej, ale Twoje poczucie własnej wartości jest nadal b.zależne od opinii innych i to tu jest problem (szczuplejsza otrzymujesz więcej komplementów, więc czujesz się lepiej). Mówienie innym co robią źle jest proste, pisanie gorzkich komentarzy i krytykowanie innych jest proste, ale praca nad samą sobą, chodzenie na terapię, przyznanie się przed sobą, że poświęcam większości mojej uwagi innym bo nie chce się zmierzyć z własnymi problemami i z własnym życiem, jest trudne. Budowanie dorosłej wersji siebie jest cholernie trudne. Łatwiej jest być mentalnie wieczną studentką, która swój brak samoakceptacji i sfrustrowanie samą sobą przenosi na innych. Tak jak S. w pełni nie akceptuje Ciebie (akceptuje wersję z makijażem, w ciuchach które trafiają w jego gust), tak Ty nie akceptujesz jego sposobu bycia w związku, bo nie odpowiada on Twoim wyobrażeniom. Bo przecież Ty jesteś umalowaną, wystrojoną męczennicą Pańską, więc on jako Syn Boży musi w zamian poświęcić Ci swoje życie, dorównać Twojemu męczeństwu.
    Bądźmy oboje coraz bardziej nieszczęśliwi, niszcząc się wzajemnie po kawałku, no ale ważne że razem. - No i chodźmy na kawkę na miasto, tylko czy ja mogę wyjść w tej sukience? - Tusz Ci się rozmazał, musisz poprawić. -Ojej, gdzie, miał być wodoodporny. -Znowu płakałaś z jakiegoś bzdurnego powodu? - Nie nie, pewnie się rozpłynął jak gotowałam obiadek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety podczas PMS jestem brutalnie szczera w tym co myślę, wychodzi na wierzch mój zodiakalny Skorpion, a jak to już slyszalam nie jeden raz „I just shoot all the bullets like I’m a machine gun, shooting both the alive ones and the already dead ones just to make sure I didn’t miss anyone or anything.” Jedyny progres jaki udało mi się osiągnąć to zaprzestanie autodestrukcji i wyżywania się na ludziach w realu. Zostało mi jeszcze wylewanie swoich frustracji na innych w internecie. Ofiary przemocy, które nie mogły postawić się swoim oprawcom, bo były dziećmi, a oprawcami byli rodzice, wylewają albo gniew albo łzy w dorosłym życiu. Psychologia twierdzi że gniew jest lepszy bo pobudza do działania i motywuje do odzyskania władzy nad swoim życiem. Łzy (po których nie nadchodzi gniew lub jeśli nie pozwalamy sobie na jego odczuwanie) wiązane są z poczuciem niesprawiedliwości,użalaniem się nad sobą, depresją i bezsilnością, a więc z zachowaniami bezradnej ofiary. Ja odkąd tylko zrozumiałam, że matka się nade mną znęca i że to nie moja wina, zawsze naturalnie wybierałam gniew, od 16. roku życia marzyłam o ucieczce z domu, uczyłam się jak szalona bo to oznaczało ucieczkę na studia daleko od domu.na studiach uczyłam się jak szalona żeby nigdy nie musieć prosić matki o pomoc. Mieszkałam z 4 facetami żeby płacić jak najniższy czynsz, mój pokój miał max. 8 metrów kwadratowych. Przez pierwsze trzy lata nie jadłam obiadów, żyłam na kanapkach, jogurtach i enefgetykachh, żeby oszczędzać kasę, bo to oznaczało utrzymanie niezależności. Na 3. roku wyjechalam na erasmusa, ale nie żeby imprezować, ale żeby żyć ze stypendium i jeszcze odłożyć jak najwięcej na następny rok. Po licencjacie już nigdy nie wróciłam do domu na dłużej, na 4 znów erasmus, tym razem praktyki, na 5 uczylam j. polskiego dzieci w Niemczech, za stypendium 800 euro miesięcznie, jednocześnie ciągnąc studia zdalnie (a to bylo dziesięć lat temu, trzeba było prosić każdego wykładowcę o pozwolenie) i pisząc magisterkę. W twoim wieku bylam już dwa lata pi magisterce, harując na pełen etat. Tak wybiera osoba z instynktem samozachowawczym, tak wybiera osoba która wie że musi uciec od agresora, bo inaczej zawsze będzie czuć się jak porażka, jak bezwartościowe gówno, jak nieudacznica, jak to od dziecka powtarzała jej matka. To jest walka o siebie. Ty wolałaś zostać w sferze komfortu i pozwoliłaś matce na kolejne 7 lat znęcania się nad Tobą.To Ty ponosisz odpowiedzialność za te lata. W zamian za co? Za kawki na mieście, jedzenie w knajpkach i krówki o smaku coli, really? Czy oczekiwałaś, że matka nagle się zmieni, może jak będziesz bardziej się starać być idealną córką, może jak schudniesz (no bo przecież wtedy zasłużysz żeby przestała traktować Cię jak gorszy rodzaj człowiek, jak będziesz ją kochać jeszcze mocniej to zasłużysz w końcu na jej miłość (brzmi znajomo?może teraz też powtarzasz ten sam wzorzec, potrzebujesz kolejnego dowodu, żeby przekonać się, że to nie działa?) Próbujesz ulepszać innych, unikając tym samym stawienia czoła własnym traumom na terapii - bo surprise surprise - trzeba będzie opowiedzieć na głos obcej osobie wszystko co wydarzyło się w dzieciństwie, od początku do końca, nie urywkami na blogu. tylko tak odzyskasz kontrolę nad swoim życiem i będziesz w stanie zacząć nowy rozdział. Wszystko to co zaoszczędziłaś przez te lata, opłaciłaś nawracającą depresją, zerowym poczuciem własnej wartości i brakiem samoakceptacji, a jeśli odważysz się w końcu zawalczyć o siebie to te oszczędności pójdą na terapię. M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz, wszystkie cztery dokładniej. Przede wszystkim muszę przyznać, że część z tych rzeczy jest prawdą i nijak nie da się tego ukryć, ale ta druga połowa... to sorry, ale totalne głupoty. To że ja o czymś nie piszę na blogu, to nie znaczy, że tego nie ma! Ja przecież sama siebie utrzymuję, żyję na własny rachunek!. Płacę rachunki, kupuję jedzenie i jak to nazwałaś kawki na mieście czy krówki o smaku coli też sama sobie funduje. Poza tym nigdy nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że osoby przemocy czy to fizycznej czy psychicznej są same sobie winne. Już samo takie stwierdzenie powoduje, że gotuje się od środka. Tak samo z moim związkiem, nigdy nie powiedziałam, że jestem w nim nieszczęśliwa! Wręcz przeciwnie. To że nie pasuje mi jakaś rzecz nie oznacza przecież, że my się ze sobą męczymy. Każdy związek napotyka na trudności, mniejsze lub większe i zdziwiłabym się gdyby i nas to ominęło. Jeśli dla Ciebie takie rzeczy jak kupno kwiatów czy wyjście na kolacje to zbędny wysiłek to okej, ale mi to sprawia przyjemność i mam zamiar o tym mówić. I nie są to dla mnie, jak to nazwałaś "pierdoły". Poza tym zrzucanie wszystkiego na traumę z dzieciństwa jest głupotą, to że chce dostawać kwiaty nie znaczy, że mam kompleks i chce się dowartościować, tylko że LUBIĘ KWIATY i tyle. Nie wszystko musi mieć drugie dno.
      Bardzo się cieszę, że TY zrobiłaś to, to czy tamto, ale nic mnie tak w życiu nie wkurwia jak porównywanie. Nie jesteś mną, nie wiesz co siedzi w mojej głowie, może i miałaś podobne doświadczenia, ale dwie różne osoby mogą reagować w zupełnie inny sposób na to samo wydarzenie.

      Usuń
  5. Ech, też takie zdziwko kiedyś przeżyłam kiedy u koleżanki w domu zobaczyłam, że może być normalnie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Może to zabrzmi bruralnie, ale Twój facet jest toksyczny. Widzę jednak, że sama musisz do tego dojść. Usługiwanie bratu przreniosłaś na usługiwanie swojemu facetowi. Nie byłaś nigdy w normalnej relacji, więc nie masz porównania jak powinna wyglądać dobra relacja. Wspólne spędzanie czasu w restauracji czy na termach nie rekompensuje niczego. To możesz mieć z każdym, a nawet sama. Natomiast wsparcia i bycia wszystkim dla kogoś nie zrekompensują też obietnice poprawy,bo to już dla niego jest jakiś wysiłek a nie naturalny stan rzeczy. Nie możesz się ubrać jak chcesz, nie możesz się nie pomalować, nie możesz zjeść ciastka czekoladowego kiedy masz ochotę. No nie, to nie jest normalne.

    OdpowiedzUsuń