Wczoraj było okropnie. Coś jak jednodniowe załamanie nerwowe. Nie mogłam myśleć, jeść, tylko płakałam...
Wciąż mam wrażenie, że zbyt mało z siebie daję, nie to nie wrażenie. To prawda. Przecież stać mnie na dużo lepsze oceny. Dramatyzuje, wiem. 2 to nie koniec świata, zreszta była to jedna z sześciu pozytywnych ocen w mojej klasie. Ale co mnie oni obchodzą? Dla reszty mojego środowiska liczą się teraz tylko imprezy. Ja taka nie jestem. W tym cielsku tkwi bardzo krucha dziewczynka, która zadręcza się każdym złym słowem wypowiedzianym na jej temat. Ale ile można? Czy kiedyś mi to minie?
Ostatnio coraz częściej doskwiera mi samotność. Nie mówię tutaj o koleżankach czy kolegach, bo takich mi nie brakuje, ale o kimś naprawdę bliskim. Przyjaciółka? Chłopak? Tej pierwszej chyba niegdy nie miałam i mieć nie będę. Nadal nie potrafię nikomu zaufać, ludzie zbyt często mnie krzywdzili. Chłopaka także nigdy nie miałam, więc dlaczego teraz odczuwam zazdrość gdy patrzę na te wszystkie zakochane pary?
Kolejną sprawą jest dieta, ale tu jak na razie nie mam sobie nic do zarzucenia. No może powinnam zrezygnowac z białego pieczywa, ale to tyle. Jadam max do 100kcal dziennie i zdrowo. Nawet nie jestem głodna, a to jest podejrzane. Rano najczęściej jem 3 wafle ryżowe z czymś, w szkole nic, a po powrocie do domu zupę z grzankami (pomidorowa+grzanki=niebo w gębie), a potem jakiś owoc. Koło 7 lekka kolacja i tyle, w ogóle nie myślę o jedzeniu, gdy jestem zajęta. Jeżeli zjem za dużo mam zepsuty cały dzień.
Boże, stale myślę o tym o czym napisałam w drugim akapicie. Nie mogę się uwolnić od myśli, że w moim życiu mogłaby pojawić się osoba dla której bym coś znaczyła. To piękne uczucie, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz