Niedziela, 20:45
Cześć dziewczyny :)
Ostatnio odzywałam się do Was w piątek. Gdy skończyłam pisać wpis to tylko dokończyłam kilka rzeczy i czekałam na Szymka, który przyjechał koło 17. Gdy weszliśmy do mieszkania to się prawie załamałam, bo był bałagan jak jasna cholera, S. mnie wcześniej uprzedzał, ale na to nie byłam przygotowana. Tak czy inaczej, był usprawiedliwiony, bo nie dość, że chory to tego dnia wstał o 4 rano i pojechał do Warszawy wymienić samochód, więc dużo rzeczy wniósł na górę. Postanowiłam jednak, że bałagan nie ucieknie. Także chwilę sobie odpoczęliśmy i pojechaliśmy na Krakowską Noc Muzeów. Naszym pierwszym wyborem był Ogród Botaniczny UJ. Wystaliśmy się strasznie w kolejce, ale w końcu przyszła nasza pora. Było pięknie, nawet mogłabym powiedzieć, że romantycznie :)
Nie jestem jakąś zwolenniczką roślin, ale te były wyjątkowo piękne :)
Później wybraliśmy się do MOCAKA, czyli muzeum sztuki współczesnej. Wystaliśmy się w kolejce jakieś pół godziny po czym dowiedzieliśmy się, że więcej osób nie wpuszczają :( No jakie rozczarowanie! Ale mówi się trudno, Szymek powiedział, że jeszcze tam wrócimy, bo sam był zainteresowany. Wróciliśmy więc do domu, byliśmy jakoś przed 23, a po drodze jeszcze kupiliśmy sobie winko. Nalaliśmy sobie po kieliszku, a raczej szklance, bo wszystkie kieliszki (wszystkie dwa) ostatnio wytłukliśmy. Wtedy wzięliśmy się za szybkie sprzątanie. S. powynosił rzeczy do samochodu, ja ogarnęłam zmywarkę, zrobiłam porządek w kuchni i poodkładałam rzeczy Szymka. Wszystko zajęło nam jakieś 20 minut.
W tym samym czasie wstawiłam do piekarnika gotowe zapiekanki, które zapobiegawczo kupiłam rano, bo wiedziałam, że wrócimy zmęczeni i na szybko będziemy chceli coś zjeść. Wzięłam jeszcze szybki prysznic, obejrzeliśmy odcinek Biura i położyliśmy się spać.
Następnego dnia była piękna pogoda, a my się niestety trochę posprzeczaliśmy i mogę powiedzieć, że to był nasz pierwszy raz. Nie wiem właściwie co się stało, ale S. tego dnia nic się nie podobało. Mieliśmy razem pojechać zwiedzić jakiś zameczek, S był już gotowy, a ja się ciągle przebierałam, bo nic mu się nie podobało. Dosłownie skrytykował wszystkie moje nowe ubrania. Różowa bluzeczka - babciowata, inna mi prześwituje, buty nie takie, stanik koronkowy też mu się nie podobał i pytał dlaczego ja w ogóle takie nosze, bo też babciowate. No i powiem Wam, że już się wkurzyłam, co więcej, ja już nawet nie miałam w czym jechać na ten zameczek. Poszłam do innego pokoju, przebrałam w rzeczy po domu i powiedziałam, że nigdzie nie jadę, na co S odparł "dobra to będziemy siedzieć w domu". Po jakiś 20 minut się złamał i do mnie przyszedł przytulać. Wiem, że to głupota, z jednej strony cieszę się, że szczerze mi powiedział, że coś mu się nie podoba, ale z drugiej skrytykował wszystkie moje nowe ubrania i po prostu poczułam się brzydko. To samo mu powiedziałam i wyjaśniliśmy sobie tę sytuację. Postanowiliśmy, że zajmiemy się czymś innym. Pojechaliśmy na szybkie zakupy do Lidla, poszliśmy na spacer, na lody, a wieczorem zrobiliśmy sushi. W nocy, przed snem, jeszcze raz obgadaliśmy całą sytuację, potem seks na zgodę i tak się to wszystko zakończyło. Tak jak mówiłam, głupota totalna, ale mam takie zdanie - jak cię coś boli, to kurwa boli i tyle. A mnie to w pewien sposób zabolało, bo poczułam się się serio brzydko.
Wyszło zajebiste jak zwykle!
Dzisiaj rano już oboje wstaliśmy w lepszych humorach. Koło 8:30 podnieśliśmy się z łóżka i zaczęliśmy się zbierać na komunię mojego kuzyna. S. zrobił nam śniadanie, a ja w tym czasie się malowałam. Powiem Wam, że to było takie dziwne! Pierwszy raz od... nie pamiętam jakiego czasu, chyba kilku lat, ktoś zrobił mi posiłek, podał, a ja tylko musiałam zjeść. Oczywiście nie mówię tutaj o sytuacjach, w których jestem w restauracji, bo to wiadome.
Gdy usiedliśmy to stołu to Szymek zapytał "a nie zrobisz zdjęcia?". A więc zrobiłam :) Tylko kanapeczka, ale nawet nie wiecie jakie to było miłe!
Na komunię oczywiście się spóźniliśmy, chociaż nie wiem czy można to tak powiedzieć, my nawet nie mieliśmy zamiaru być na czas. Na mszy postaliśmy jakieś 15 minut i akurat się wszystko skończyło, pod kościołem spotkaliśmy się z moją rodziną. Przedstawiłam Szymka i pojechaliśmy do restauracji. Tam obiadek, tort, trochę rozmów, zdjęć i po 15 wróciliśmy do domu.
Ja uważam, że to i tak był genialny weekend. Trudno bo trudny, ale świetny :) To było też pierwsze spotkanie Szymka z moją rodziną i przebiegło pomyślnie, więc jestem zadowolona.
Szymek przyszedł do mnie na chwilę, poleżeliśmy moment i zostałam sama. Usiadłam do pisania pracy magisterskiej, przed chwilą się wykąpałam i dojadam resztki z komunii, bo dużo tego dostałam. Za chwilkę lecę do spania :)