czwartek, 4 lipca 2024

pocztówka z wakacji

 Czwartek, 10:40



Pomimo, iż te wakacje nie były zbyt dobre, to były jednak pierwszymi, które spędziłam z chłopakiem, a od zawsze miałam takie marzenie. Zamierzam się, więc cieszyć miłymi wspomnieniami dlatego postanowiłam wrzucić trochę zdjęć z tego wyjazdu. 


Na początek trochę zdjęć naszego kącika. Ogólnie wynajęliśmy cały dom, bo byliśmy grupą 9-osobową. Nam trafił się piękny pokój z własną łazienką. 




Wszystkie pokoje miały widok na morze


Mieliśmy też basen


Codziennie rano na tarasie piłam kawkę


Piękny widok


Wszystkie zdjęcia, które dodam poniżej pochodzą z różnych miejscowości. U nas nie było co zwiedzać, zero sklepów, restauracji itd. dlatego zazwyczaj gdzieś jeździliśmy. 



























Widzicie kolor tej wody?


Pływaliśmy na środku morza, pod nami było 40 metrów głębokości

A teraz dodam trochę zdjęć jedzenia. Ogólnie z tym było ciężko, nic nam nie smakowało. Dania w ogóle nie były doprawione i wszędzie podawali to samo za gruby hajs. 

Tutaj akurat byliśmy w karczmie polecanej przez Roberta Makłowicza i okazało się to totalnym dnem. 


Szymek wziął rybę


Ja wzięłam danie dla dzieci, czyli kurczaka z frytkami. Zero przypraw, nawet soli nie dali. 


To już mi bardziej smakowało, ale nadal mdłe.


Szymek wziął makaron z owocami morza i to akurat było spoko, ale mało owoców morza. 


Owoce były baaardzo drogie. Kupiliśmy arbuza za 10 euro i okazał się niedobry, podobnie melon. Najbardziej mi smakowały brzoskwinie i nektarynki, bo miały najwięcej smaku. 


Tutaj coś co było w karcie określane jako stek, w rzeczywistości był to nadziewany kurczak w sosie pieczarkowym. Danie kosztowało 20 euro, więc patrząc na obecny tam kurs i prowizję - ok. 100 zł. 


Danie dla mnie to hamburger z frytkami, smakował mi :) 


Pizza z owocami morza. Może się wydawać, że owoców morza było sporo, ale większość okazała się być oliwkami... Pizza kosztowała 15 euro, czyli ok. 70 zł - porcja dla jednej osoby, to był zwykły talerz obiadowy. 


Deska mięsa, oczywiście to zamówił Szymek. Ja zjadłam z tego kurczaka i domówiłam sobie frytki. Taka deska kosztowała 18 euro.



Innego dnia zamówiłam pizze wegetariańską, normalnie jest to moja ulubiona. Ta też była dobra, ale nie równa się z tą którą jem w Polsce. Koszt pizzy to bodajże 8 euro. 


Kolejny dzień i kolejna deska mięsa, tym razem się nie skusiłam, więc była cała dla S. 

Dania poniżej są już z Węgier, jezu jak tam dojechaliśmy to dosłownie rzuciliśmy się na jedzenie. Wszystko było genialnie. 



Kurczak nadziewany serem z jakimś pikantnym sosem w środku i usmażony - coś a'la devolay, ale nie do końca. Genialne! 


A tutaj zupa krem z czosnku - była przepyszna! 
Ja i Szymek podzieliliśmy się zupą i drugim daniem, więc mogliśmy wszystkiego spróbować. 
Tę zupę zamierzam dzisiaj odtworzyć, bo była genialna. 

Wszyscy razem uznaliśmy, że najbardziej smakowało nam jedzenie na Węgrzech. Każdy zamówił coś innego i było pyszne. 




środa, 3 lipca 2024

rozmowa o prace

 Środa, 09:54


Hej! 

Wczoraj po pracy pojechałam do chłopaka i zostałam na noc. Całe popołudnie spędziłam w kuchni i na jakiś drobnych porządkach, ostatnio coś mam fazę na takie rzeczy, więc korzystam. Zrobiłam nam kaszotto, upiekłam chałkę, przygotowałam domową lemoniadę i trochę kanapek. W tym samym czasie oglądałam kuchenne rewolucje, bo to moja kolejna obsesja. 

Dzisiaj pracuję z domu, bo o 13:30 mam zdalną rozmowę o pracę. To wyszło właściwie przypadkowo. W poniedziałek dostałam telefon z firmy, do której aplikowałam w ubiegłym roku, ale finalnie porzuciłam rekrutację na rzecz innej pracy. Rekruterka zapytała czy jestem zainteresowana, bo właśnie otworzyli kolejną turę, więc pomyślałam, że nic nie szkodzi mi spróbować. Praca jest fajna, nawet bardzo. To amerykańska korporacja, bardzo dobrze płacą, a na dodatek byłabym bliżej domu chłopaka co też ułatwiłoby mi życie i późniejsze zamieszkanie z nim. Trzymajcie za to kciuki :) 

Po pracy jadę do babci, bo chcę ją odwiedzić po wakacjach. Mam dla niej magnes i chałwę. Muszę także wstąpić do koleżanki, z która kiedyś pracowałam. Niedługo wyprowadza się z Krakowa i muszę jej oddać książkę, bo kiedyś pożyczyłam. Tak właściwie mini mi cały dzień. Wieczorem muszę sobie zrobić spa. Henna na brwi, maseczka i obowiązkowo wymalować paznokcie u stóp! 

To tyle z tego co miałam do przekazania. Po wakacjach nie zwalniam tempa, ciągle staram się coś robić, działać, na weekend też mamy pełno planów. W piątek jedziemy na wieczorne wejście do term chochołowskich, nie mogę się doczekać! Kocham wodę! 

Papa!

PS. Jestem już po rozmowie i poszła mi ZAJEBIŚCIE!

poniedziałek, 1 lipca 2024

w końcu w domu

 Poniedziałek, 20:49



Hej! 

Moje koszmarne wakacje dobiegły końca, wróciłam do Polski w czwartek nad ranem. Jak minęły mi ostatnie dni w Czarnogórze? Zaraz po napisaniu ostatniego wpisu poszłam pogadać z S., bo stwierdziłam, że nie chcę zmarnować sobie doszczętnie tego wypoczynku. Poryczałam się jak dziecko, powiedziałam co mi leży na sercu i że wakacje mi się nie podobają, a on o dziwo przyznał mi rację. Cieszę się, że mieliśmy podobne odczucia, bo to dla nas lekcja na przyszłość. Tego dni pojechaliśmy z resztą ekipy na obiad, a następnie na jedyną piaszczystą plaże w okolicy. Było wspaniale. 

W tym miejscu powinno się znaleźć wiele zdjęć, ale niestety sprzęt nie chce ze sobą współpracować, więc pojawią się następnym razem. 

Kolejnego i zarazem ostatniego dnia naszego wypoczynku pojechaliśmy do innego miasta no i znowu zgrzyt. Po rejsie motorówką mieliśmy iść coś zjeść bo każdy był głody, więc i ja wesoło sobie dreptałam za resztą aż tu nagle zobaczyłam, że zaczynamy wchodzić pod jakąś górę. [Wiem, że dziwnie to brzmi, ale miasteczko było położone u zbocza skały]. No i się pytam o co chodzi, a tu jego wysokość szanowny brat stwierdza, że wejdziemy sobie na tę górę/skałę, oczywiście wcześniej niczego z nikim nie konsultując. Ja byłam w japonkach, bo właśnie zeszliśmy z motorówki, a adidasy zostawiłam w samochodzie, bo mieliśmy iść na obiad. No i laski jak się wkurwiłam i odpaliłam.... Powiedziałam wprost, że tak nie powinno być, że jak jesteśmy razem to powinniśmy ustalać takie rzeczy i bla bla bla no i powiedziałam żeby sami sobie szli, bo ja w tych japonkach nigdzie nie lezę. Ja i Szymon zostaliśmy na dole, a oni poszli, ale zeszli stamtąd tak szybko jak weszli, bo okazało się, że wstęp kosztuje 15 euro. Hahaha... dobrze im tak. 

Droga powrotna mi upłynęła świetnie, bo całą przespałam (zaleta leków na chorobę lokomocyjną). Dojechaliśmy do Rzeszowa po 2 w nocy i namawiałam Szymka abyśmy od razu wzięli nasz samochód i wracali do Krakowa, ale ten nalegał na nocleg bo był zmęczony. No to zostaliśmy i położyli nas na piętrze, ale nie w pokoju tylko tam jest taka otwarta przestrzeń z kanapą. I dziewczyny reszta towarzystwa siedziała na dole chyba do 5 i gadali, S. był ich uciszać, ale nic to nie dało, a oczywiście na górze było słychać każde słowo. Pobudka w ten sam sposób była przed 8... Tylko się oboje obkurwiliśmy, zmarnowany czas bo i tak spać nie mogliśmy. 

To jest tak w skrócie opisana historia zakończenia moich wakacji. Jeśli chodzi o Wasze komentarze, to bardzo dziękuję za wszelkie sugestie. Starałam się wykorzystać mimo wszystko ten urlop, ale co się z nimi namęczyłam to jednak moje. 

Miałam się jakoś głębiej rozpisać, ale zwyczajnie padam na twarz! Jutro popołudniu postaram się jeszcze odezwać :) 

Idę poczytać co u Was :)