Środa, 13:57
Pierwszy raz od kilku miesięcy czuję się tak beznadziejnie, dosłownie pod każdym względem. Sesja mnie wykańcza, nie intelektualnie, ale nerwowo. Początek miałam świetny, nie schodziłam poniżej 5,0, zwolnienia z egzaminów, kolokwium itd. Potem jedna 4,0 i teraz stale tendencja spadkowa. Siedzę, uczę się po wiele godzin, myślę że jestem obkuta na blachę, że nic mnie nie zaskoczy po czym wychodzę z egzaminu prawie rycząc. To takie frustrujące gdy wkładasz w coś tyle pracy i nie widzisz efektów. Nawet nie chodzi mi już o dobre stopnie, ale ja nawet nie wiem czy uda mi się wszystko zaliczyć. Skoro nie radzę sobie z tak prostymi studiami to nigdy nie poradzę sobie z ambitnym kierunkiem. Obecnie jestem zawiedziona sama sobą. Za kilka godzin powinny się pojawić wyniki z dzisiejszego egzaminu..
Na dodatek dzisiaj złożyłam deklarację maturalną, więc klamka zapadła...
Czuję się jak stara, depresyjna Agnieszka z czasów szkolnych..
Dodatkowo uświadomiłam sobie, że w ostatnim czasie zachowywałam się fatalnie w stosunku do pewnej osoby, która ZAWSZE była dla mnie wspaniała. Ryczeć mi się chce z tego powodu, a przecież ja nigdy nie płaczę. Już naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje.