niedziela, 13 listopada 2022

1122-1124 || I znowu jestem 10 - latką płaczącą samotnie w swoim pokoju

 Niedziela, 20:28



Piątek nie był dla mnie zbyt dobrym dniem. Miałam okropną kłótnie z matką, już dawno o niej nie wspominałam, co? Przez jakiś czas był względny spokój, a w piątek znowu poczułam się jak nieposłuszne dziecko. Starałam się zastosować jakieś techniki, które widziałam na tik-toku, dotyczące rozmowy z toksycznymi rodzicami. Mówiłam spokojnie, prosiłam żeby przestała krzyczeć, powiedziałam, że porozmawiamy jak się uspokoi itd. Wyśmiała mnie. W pewnym momencie sama wybuchłam i krzyknęłam na cały głos żeby zostawiła mnie w spokoju, myślę że chyba całe osiedle mnie słyszało. Czuję, że poległam, bo nie dość, że zniżyłam się do jej poziomu, to jeszcze finalnie zrobiłam to co kazała. Szczerze? Jestem teraz tak zniesmaczona tą sytuacją, że w dalszym ciągu nie mam ochoty z nią rozmawiać. 

Rozmawiałam nawet tego dnia z moim tatą i pytał się czy nie mam jakiegoś kota, myślę że chce dla swojej nowej rodzinki. Matka mnie upokorzyła i sponiewierała. Mój nie-chłopak nie miał czasu żeby do mnie zadzwonić od trzech tygodni. Poczułam się wtedy jak za starych czasów, gdy jako dziecko leżałam samotnie w moim pokoju i płakałam. Wiecie jaka prawda daje o sobie znać? Że choćby nie wiem co, pod koniec dnia i tak zostanę sama. Dlatego myślę, że powinnam w końcu w pierwszej kolejności myśleć o sobie.

Wczoraj dzień miałam już trochę lepszy. Na 10 poszłam na siłownie z koleżanką, w południe miałam korki, potem zrobiłam zakupy i byłam na długim spacerze. Wieczór spędziłam na spokojnie. 

Natomiast dzisiaj ogarniałam różne rzeczy. Przygotowałam materiały na korepetycje, napisałam jeden esej i kawałek drugiego, robiłam zadanie, miałam korki. Teraz siedzę z maseczką na twarzy i jeszcze będę kończyć pracę. 

Co do Lukasa, to może pamiętacie, że dokładnie tydzień temu zdobyłam się na odwagę i napisałam mu co mi się nie podoba w naszej relacji. Byłam z tego bardzo zadowolona, bo poszło nam super i doszliśmy do porozumienia. Ale... nic się nie zmieniło. A do tego tanga trzeba dwojga, moje starania nie wystarczą. Już nie wiem, co mam z tym zrobić. Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze? Że nie wiem co się stało, po prostu z dnia na dzień mnie odciął. Dosłownie jakby zmienił przycisk z "przyszła-dziewczyna" na "to tylko koleżanka". Oczywiście ta koleżanka to z pewnymi wyjątkami, bo jestem bardziej niż pewna, że liczy na seks gdy się spotkamy. A ja już sama nie wiem na co liczę. Był czas kiedy myślałam, że możemy stanowić super parę, a teraz... 

Żeby nie było tak pusto dodam jeszcze zdjęcia tego pana :) 





4 komentarze:

  1. W odpowiedzi na poprzedniego posta, ja jestem jedną ze stałych czytelniczek twojego bloga, zostawiałam kilka komentarzy, choć nie za dużo. Kiedyś walczyłam z ed, przez to czytałam mnóstwo blogów o tej tematyce, chociaż nigdy nie prowadziłam własnego. Od kilku lat jest względny spokój, jednak prawda jest taka, że całe moje życie zostało zdefiniowane przez niezdrowy stosunek do jedzenia. Już od małego coś było nie tak, pamiętam, jak mając 7 czy 8 lat jadłam słodycze praktycznie do porzygu. Możliwe, że odreagowywałam sytuację w domu (ja z kolei nie znoszę swojego ojca, chociaż to inna sytuacja niż twoja z matką). W gimnazjum zaczęły się pierwsze głodówki, potem bulimia na studiach, aż poznałam mojego obecnego męża i obiecałam sobie, że nigdy więcej nie zwrócę żarcia (btw nie wydaje mi się, że chodziło o faceta, a o fakt, że dzięki temu, że on widział we mnie kogoś wartościowego, ja też zaczęłam. Tak lubię sobie mówić. Prawda jest taka, że mogłabym nie znieść wstydu, który poczułabym, gdyby mnie kiedyś nakrył, mimo że wstyd zawsze był najczęściej towarzyszącym mi uczuciem w życiu). Chociaż do zakończenia ed czekała mnie jeszcze trudna kilkuletnia droga. Dalej nie jestem poskładana psychicznie, bo ed to tylko jeden z problemów, ale jakoś leci ;) No ale wracając, czytam twojego bloga już nie pamiętam od jak dawna, bardzo ci kibicuję nawet nie tyle z wagą, co ogólnie z życiem. Podziwiam cię za to jak niesamowicie dobrą osobą jesteś. Jak zawsze wstajesz i po prostu działasz, chociaż wiem, że nie jest to łatwe. Pamiętam jak przeczytałam, że rzuciłaś prawo. Dosłownie wryło mnie w ziemię. Było to dla mnie nie do pojęcia, że można podjąć taką decyzję. W dobrym sensie. Ja zawsze przeżywałam swoje życie jakby z boku, nie umiałam podejmować samodzielnych decyzji, robiłam to, co wiedziałam, że jest dobre wg innych ludzi. Nie umiałam wziąć odpowiedzialności za swoje życie. A tu Aga rzuca swój wymarzony kierunek. Zainspirowałaś mnie :) naprawdę.
    Moje matczyne serce się kraje, gdy czytam o twojej matce. Mam ochotę wtedy przejść przez monitor i cię przytulić, i powiedzieć, że to nie twoja wina, że twoja matka jest taka, że jesteś niesamowicie wartościową osobą i nie zasługujesz na żadną z sytuacji, których przez nią doświadczasz. Przeczytałam dziś artykuł na onecie i pomyślałam o tobie: https://www.onet.pl/styl-zycia/onetkobieta/bylam-chciana-do-momentu-w-ktorym-znudzilam-sie-mojej-matce-list/wej47lh,2b83378a
    Rodzicielstwo jest kur**sko trudne i nie jest dla każdego, tak jak matka może żałować dziecka, tak samo dziecko może żałować rodziców. I dziecko NIGDY NIGDY PRZENIGDY nie jest nic winne rodzicowi, tylko dlatego, że zostało sprowadzone na ten świat. Jesteś najważniejsza, masz prawo dbać o siebie, nawet jeśli oznaczałoby to całkowite odcięcie się od rodziny. Nie mówię, że masz to zrobić, chcę ci tylko powiedzieć, że nie jesteś nic winna nikomu, poza sobą.
    W kwestii Lukasa, kiedyś pisałaś, że jeśli wydaje ci się, że facetowi nie zależy, to raczej tak jest. I ja się z tym zgadzam. Wyłożyłaś mu wprost co ci leży na sercu, a on nie zrobił z tym nic. Nawet jeśli teraz stałby się najlepszym chłopakiem ever, dlaczego dopiero teraz? Dlaczego nie zadziałał od razu? W tej kwestii faceci naprawdę są inni niż kobiety, jeśli czegoś chcą, to to po prostu robią. Dlatego wydaje mi się, że nie ma się co doszukiwać ukrytego znaczenia, powtórzę: gdy wydaje ci się, że mu nie zależy, to tak właśnie jest.
    Oczywiście jestem tylko nieznajomą z internetu, która wie o tobie tyle, ile sama napiszesz i moje opinie mogą być wydawane na podstawie zbyt powierzchownych danych. Z drugiej strony jestem obiektywną obserwatorką, która patrzy na twoje życie z dystansem ;)
    Ah, no i absolutnie uwielbiam Mafina <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ten komentarz :) Przyznam, że przeczytałam go kilka razy i jestem bardzo wdzięczna za odzew :)

      Usuń
  2. Rzeczywiście, chwilę miałaś spokoju od odpałów Twojej matki. Szkoda, że to była tylko chwila.
    Całkowicie się zgadzam, powinnaś w pierwszej kolejności myśleć o sobie. Co do Lukasa... może warto odpuścić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o Lukasa to myślę, że dopiero w weekend kiedy się spotkamy podejmę ostateczną decyzję :)

      Usuń