Sobota, 15:23
Czasami nadchodzi taki okres w moim życiu, który nazywam stanem zawieszenia. Ni to w prawo, ni w lewo nie mogę się ruszyć, mimo iż bardzo bym chciała. Znowu dopadł mnie taki stan i źle się z tym czuję. To coś innego niż lenistwo, to po prostu stan zawieszenia.
Dzisiaj przyjeżdża mój brat ze swoją dziewczyną. Za każdym razem jakoś niekoniecznie dobrze znoszę ich odwiedziny. Gdy byli tutaj na święta to dosłownie co chwila wybuchała awantura za awanturą. Nie pomiędzy nami. A pomiędzy nimi i matką. Ja się zawsze trzymam z boku. Nie lubię takiej atmosfery, ponieważ przypomina mi o dzieciństwie. Obym jakoś przeżyła ten tydzień.
Tak jak Wam ostatnio wspomniałam, w celu rozruszania swojego zawieszonego tyłka stawiam sobie codziennie jakieś cele do osiągnięcia. Żeby mieć poczucie, iż cokolwiek robię. Dzisiaj już zrobiłam sobie manicure i pedicure i teraz zmykam skończyć pisać esej. Zostało mi jeszcze ogarnięcie notatek do nauki na kolokwium, które mam za trochę ponad tydzień. Muszę się uczyć wcześniej, bo mój mózg ostatnio średnio ogarnia.
Co więcej? Nie mogę się na siebie napatrzeć! Chyba popadam w jakieś samouwielbienie.. no może z tym to przesadziłam, ale przynajmniej już nie czuję się najgorsza. Bardzo odczuwam brak tych 14 kilogramów. I powoli zaczynam czuć się ze sobą zajebiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz