Niedziela, 11:02
Gdy w piątek pisałam wpis, to już niestety się źle czułam, więc o wielu rzeczach napisałam powierzchownie. Dzisiaj chciałabym pociągnąć temat, więc nie miejcie mi za złe, że trochę rzeczy będę powtarzać z poprzedniego posta. Powoli oswajam się z nową sytuacją i cieszę na ten nowy etap w życiu.
Na pierwszy rzut weźmy moją sytuację z promotorką. W czwartek spędziłam u niej dwie godziny i ogólnie spotkanie przebiegało w miłej atmosferze. Znowu usłyszałam, że praca jest dobra, że ma duży potencjał, ale... Zamiast powiedzieć mi jasno i klarownie co mam zmienić to usłyszałam, że "początek i koniec są do napisania od nowa, drugi rozdział jest zbyt szczegółowy, a trzeci zbyt ogólny". To nie są małe poprawki, to jest korekcja większości pracy i zajmie mi to dużo czasu. Napisałam do sekretariatu z prośbą o przełożenie obrony, bo moja promotorka wyjeżdża na ponad tydzień i nawet nie zdąży mi tego sprawdzić. Finalnie dostałam zgodę, ale będę musiała za to zapłacić... Im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że promotorka bardziej mi zaszkodziła niż pomogła.
Kłótnia z Szymonem. Chyba mogę powiedzieć, że to była nasza pierwsza poważna sprzeczka, ja przynajmniej tak to odebrałam. W ostatnią niedzielę wyszłam z jego mieszkania z samego rana i powiedziałam, że nie chcę takiego związku. Jaki był powód? A mianowicie to, na co zwracałam S. uwagę już kilkukrotnie. Coś mi obiecuje i później tego nie robi. I wiem, że są różne sytuacje, ale ostatnio robił to tak nagminnie, że w końcu nie wytrzymałam. Co gorsza, sam przyznał, że często jest tak, że coś mi obiecuje i już w momencie gdy to robi, wie że nie spełni obietnicy. Robi to tylko dlatego żebym w danym momencie dała mu spokój. To boli mnie jeszcze bardziej. W ten weekend mieliśmy jechać po nową Pandorę, ale oczywiście się z tego wykręcił. Zamiast tego pojechał do sklepu po piwo. Podobnie było z wyjazdem nad jezioro. A w niedzielę z kolei powiedział, że jedzie w ten weekend do swoich rodziców. Ostatnio umawialiśmy się, że pojedziemy razem, także dopytałam o to, na co dostałam wiadomość, że on chce jechać sam. Gdyby mi to od razu powiedział, typu "chce jechać w weekend do rodziców, nie masz nic przeciwko, że pojadę sam, bo dawno ich nie widziałem", to nawet słowem bym się nie odezwała, ale w tamtym momencie poczułam się jak idiotka. Także wstałam z łóżka, spakowałam się i wyszłam. Zobaczyliśmy się ponownie we wtorek i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Możecie być ze mnie dumne, bo naprawdę byłam twarda w czasie rozmowy, z kolei S. wyglądał jakby się miał zaraz popłakać. Jakiś czas temu rozmawiałam o swoim związku z koleżanką i zapytała mnie wtedy, czy uważam, że S. na mnie zależy. Jestem pewna, że tak. I mówię to ze 100% pewnością. Może mieć jakieś swoje "odpały", być leniwy i nieustępliwy, ale nigdy nie kwestionowałam tego, że mu na mnie zależy.
Praca. W piątek byłam oddać cały sprzęt z poprzedniej pracy. Co prawda powinnam w niej zostać do końca miesiąca, ale złożyłam wypowiedzenie zaraz po tym, jak się dowiedziałam, że nie przedłużą mi umowy. Zdecydowałam, że jeśli jutrzejsza rozmowa pójdzie dobrze, to przyjmę pracę od faceta, który kontaktował się ze mną jako ostatni. Jeśli chodzi o to, czym miałabym się zajmować, to powiem Wam tylko tak ogólnie, że chodzi o zarządzanie projektami. Dokładną dziedzinę zostawię sobie dla siebie. Pracowałabym na podobnych zasadach co w poprzedniej pracy. Czyli dowolna forma pracy - stacjonarna, hybrydowa albo zdalna. I brak stałych godzin pracy. Ostatnio mi się to bardzo sprawdziło, bo miałam dużo innych obowiązków, teraz gdy zostanie mi tylko praca, to chciałabym sama sobie narzucić jakieś godziny. Ale wszystkiego dowiem się jutro. Na dodatek praca wiąże się z wyjazdami, co mi bardzo odpowiada. Póki nie mam rodziny, to chciałabym zobaczyć jak najwięcej. Jeśli się zdecyduję, to już w październiku pojadę na tydzień do Warszawy, a później na kilka dni do Katowic.
Robię sobie też już plany na końcówkę roku. Myślę, że o tym więcej Wam napiszę w przyszłym tygodniu, ale tak po krótce mogę powiedzieć, że chciałabym zrobić prawo jazdy, zacząć terapię*, dokończyć depilacje laserową i kupić fajne prezenty świąteczne.
* Jeśli chodzi o psychologa, to w tym roku byłam u trzech. U każdego na jednej wizycie i dalej się nie zdecydowałam. To była kompletna porażka. Teraz chciałabym iść prywatnie, ale ceny mnie powalają. Koszt terapii w Krakowie, to około 300-400 zł za 50 minut! (Tutaj muszę wspomnieć, że szukałam psychologów i jednocześnie psychotraumatologów.) Nie uważacie, że to przesada? Jeśli znalazłam kogoś taniej to zazwyczaj albo miał 2 opinie na krzyż albo po prostu gorsze. Jeszcze dokładnie poszukam, chciałabym tak kogoś do 150 zł.
Relacje z matką... Są jak wieczna sinusoida. Nie jest źle, ale jej natarczywość mnie kiedyś wykończy. Tak samo głupie komentarze. Nie pracowałam było źle, teraz pracuje (lub szukam pracy) to też jest źle. Nazwa stanowiska - zła, wyjazdy - złe, praca zdalna - zła. No nic jej nie pasuje. Jednocześnie ciągle słyszę krytykę, że nie nie chcę dalej udzielać korepetycji, bo twierdzi, że bym sobie w ten sposób dorobiła. I to prawda, ale ja przecież też chcę odpocząć, wyjść gdzieś, spotkać się z chłopakiem. Ona nie umie tego zrozumieć.
Wyszedł mi bardzo długi post, ale potrzebowałam się wygadać. Chciałabym żeby już wszystko mi się w miarę ułożyło. Tymczasem idę zrobić drugi etap rekrutacji z innej pracy, tak żeby sobie drogi nie zamykać. Mam do rozwiązania trzy testy, zobaczymy jak sobie poradzę.