Wtorek, 22:12
Dzisiaj wróciłam na zajęcia, na szczęście póki co zdalne. Miałam je od 10 do 13, a później poszłam na korepetycje i zrobiłam w drodze powrotnej zakupy. Następnie usiadłam do zadania, które sobie na dzisiaj zaplanowałam, nadal nad tym siedzę i wydaje mi się, że jeszcze mi trochę zejdzie. Ewentualnie dokończę jutro na zajęciach.
Przyszły mi dzisiaj dwie sukienki z mohito. Obie zostają, bardzo mi się podobają i są idealne na co dzień.
Zbieram się też już od dłuższego czasu do opisania Wam mojej największej traumy, jestem pewna, że w którymś z wpisów już poruszałam ten temat, ale chciałabym do niego wrócić, bo ostatnio dał o sobie znać. Jak wiecie, czasami udzielam korepetycji. Ostatnio byłam na zajęciach u dziewczynki, która kiepsko się uczy, ma zagrożenie z języka angielskiego i wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy dowiedziałam się, że mimo to jej tata przygotował dla niej kalendarz adwentowy z małymi prezentami na każdy dzień. Pewnie nie rozumiecie o co chodzi, nawet Wam zazdroszczę, ale już tłumaczę. U mnie zawsze i wszystko było zależne od mojego zachowania i na porządku dziennym było grożenie mi. Jak nie zrobisz tego, to coś tam, jak nie zrobisz tamtego to Ci to zabiorę itd. I w pewnym momencie w dzieciństwie przestałam prosić o cokolwiek, bo już wtedy wiedziałam, że nie nacieszę się długo daną rzeczą, gdy zrobię coś źle, to od razu zostanie mi zabrana. Rozumiecie? I tak sobie pomyślałam, że gdyby moja mama w dzieciństwie (ba! a nawet teraz!) chciałaby mi zrobić taki kalendarz adwentowy to ja bym się w życiu nie zgodziła, bo i tak prędzej czy później by powiedziała coś w stylu, że na to nie zasługuję, że jak czegoś nie zrobię to mi go zabierze, że żałuje że mi go dała itd. I dziewczyny, ja mówię to ze 101% pewnością. Nawet teraz, w dorosłym życiu o nic już nie proszę. Nawet o głupią bułkę ze sklepu, bo potem mi to będzie wypominać. Nieraz się także zdarzało (nawet w ostatnich miesiącach), że dała mi jakieś pieniądze, a potem kazała je sobie zwracać, bo zrobiłam coś nie tak jak chciała. Podobna sytuacja powtórzyła się w sylwestra. Nie wiem czy wiecie, ale ja nie zapraszam nikogo gdy ona jest w domu, bo się wstydzę jak mnie traktuje. Umówiłyśmy się już wcześniej, że ja zapraszam koleżankę na sylwestra, a ona pójdzie do babci. Ale też w tym samym dniu nie zgodziłam się na dźwiganie bagażu mojego brata i zgadnijcie co powiedziała moja mamusia kilka godzin przed godziną zero? Że ona pierdoli i nigdzie nie idzie. I tak też zrobiła, została w domu. Następnego dnia rano, kiedy koleżanka jeszcze u mnie była zaczął się festiwal pretensji, boże jak mi było wstyd.
Nawet nie wiem jak nazwać tę traumę, ale mam nadzieję, że po tym opisie będziecie wiedzieć o co mi chodzi.
A teraz szybka zmiana tematu i trochę jedzenia z dzisiaj.
Tortilla z jajecznicą z dwóch jajek z pieczarkami i papryką; zupka pieczarkowa
Batonik, ale nie zjadłam całego. Ostatnio bardzo mi one smakowały, a dzisiaj to tak średnio.
Dwie kromki z masłem i serem żółtym (boże ale miałam ochotę na coś takiego!); sałatka
To oczywiście nie wszystko co dzisiaj zjadłam. Oprócz tego jadłam też śniadanie i rosół.
Jutro widzę się z Szymkiem. Nadal mam w pamięci nasz pocałunek i boże... to serio był najlepszy pocałunek w moim życiu.
Idę pracować dalej.