Środa, 17:19
Ostatnio zastanawiałam się intensywnie dlaczego niekiedy stawiam chłopaka wręcz w roli Boga. Podświadomie myślę, że odpowiedź na to pytanie znam już od dłuższego czasu. Ja gdy byłam dzieckiem, to nie miałam żadnego męskiego wzorca postępowania, od mojego ojca uczyłam się jedynie tego co najgorsze i jak nie traktować drugiego człowieka. Nie wiedziałam co to kochające się małżeństwo czy szczęśliwa rodzina. Pamiętam jaki szok przeżyłam kiedy jechałam samochodem z moją ówczesną przyjaciółką i jej tatą, a on normalnie z nami rozmawiał. Czaicie? Byłam pod wrażeniem tego, że ojciec gada z córką, bo ja sama nigdy tego nie doświadczyłam. Pamiętam też, że ta sama przyjaciółka powiedziała mi kiedyś, że tata kupił jej całą skrzynkę małych jabłuszek żeby mogła sobie nosić do szkoły. To wywarło we mnie takie zdziwienie, no bo jak to... ojciec dba o dziecko? Niedowierzanie. Teraz, w życiu dorosłym doznaje podobnych szoków. Przykładowo ostatnio na komunii bratowa Szymka powiedziała, że ona z mężem codziennie stara się chodzić na spacer. I pewnie zastanawiacie co w tym jest takiego wyjątkowego, co nie? Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że małżeństwo może być szczęśliwe, że mogą chcieć spędzać razem czas. Ja pamiętam jedynie kłótnie i wyzwiska. Podobnego "mini zawału" dostałam kiedy słuchałam o tym, że brat mojego chłopaka ma wziąć swoje dziecko do lekarza.
Wydaje mi się, że głównie dlatego uważam, że trafiłam na tak zajebistego chłopaka, bo męski wzorzec, za jaki miał uchodzić mój tata, postawił poprzeczkę wyjątkowo nisko. Dlatego gdy teraz Szymon chce spędzać ze mną czas, kupuje mi prezenty lub zwyczajnie się o mnie troszczy, to ja uważam to za coś niesamowitego. W rzeczywistości jest to normalne zachowanie mężczyzny w związku.
Mam nadzieję, że to, co napisałam wyżej pozwoli Wam lepiej zrozumieć mój tok myślenia. Uważam że związek z Szymkiem wiele mi dał i to nie tylko jeśli chodzi o takie podstawowe rzeczy jak to, że mam chłopaka, ale przede wszystkim widzę jak może funkcjonować normalna rodzina.
A teraz odejdźmy od tematu.
Niedawno wróciłam do domu. Postanowiłam usiąść sobie na chwilę na balkonie z kawką i coś tutaj napisać. Czekam na chłopaka, ma niedługo przyjechać i wybieramy się na basen, już się nawet przebrałam w strój. Za chwilkę lecę jeszcze zmyć makijaż, się spakować i będę gotowa. Jeśli o pakowaniu mowa, to wczoraj wyciągnęłam walizkę i za chwilkę przerzucę tam trochę rzeczy. Jedziemy samochodem, więc nie mam limitu wagowego, nie zamierzam się więc ograniczać. Nie wiem czy w ogóle Wam o tym wspominałam, ale jedziemy do Czarnogóry razem z braćmi Szymka i ich rodzinami. Obiecałam sobie, że na tym wyjeździe będę korzystać ile się da. Ostatni raz na takich wakacjach byłam przed klasą maturalną, nie liczę tutaj wyjazdu do Hiszpanii, bo jednak pracowałam tam na pełen etat, a czasami więcej. Cieszę się na ponowne chodzenie po plaży ze słuchawkami w uszach, czytanie książek, szum wody. Pomimo że jadę tam z innymi, to mam nadzieję, że nikt nie będzie miał mi za złe, że chcę też trochę czasu spędzić sama. Potrzebuję tego.
Wczoraj wieczorem czytałam też trochę swoich wpisów na photoblogu. To niesamowite, że gdy czytam te rzeczy to czuję jakbym cofnęła się w czasie. Dokładnie przypominam sobie uczucia, które mi wtedy towarzyszyły, emocje, strach. W jednym wpisie, sprzed 11 lat, targana samotnością napisałam: "mam nadzieję, że gdy będziesz to czytać (w domyśle: kiedy ja w przyszłości będę to czytać), to przy Twoim boku będzie chłopak, narzeczony czy nawet mąż abyś miała iść i do kogo się przytulić. Ja teraz nie mam nikogo, ale wiem, że to kwestia czasu."
Idę się pakować, a potem basenik!
To dziwne uczucie wracać do starych zapisków, też to ostatnio zrobiłam. Mój stary też zawiesił a właściwie położył poprzeczkę na ziemi. I też nie pamiętam szczęśliwej rodziny więc wiem co czujesz. Warto sobie uświadomić, że to że ktoś jest dla ciebie lepszy niż on to tylko połowa sukcesu i miej świadomość że podświadomie wybieramy kopie naszych ojcow na partnera, twój stary też był kiedyś spełnieniem marzeń mamy, pamiętaj na pewno dobrze się krył. Kochaj i bądź czujna
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeciwnie. Pamiętam jak mama mówiła, że od początku coś jej "nie grało" w tacie. Tak samo mówiła cała jej rodzina, ale ona nie posłuchała. Pewnie też dochodzi kwestia tego, że ona z charakteru jest... ciężka.
UsuńAno, tego nigdy nie zrozumiem, mieć wątpliwości i brnąć.. No ale ja kiedyś odwołałam ślub 3 tygodnie przed więc... wiem, co mówię :P Moja mama fatalnie trafiła, ale mój ojciec maskował się idealnie, albo ona była kompletnie ślepa, bo nic nie przeczuwała, a potem ja już byłam w drodze i za bardzo nie rozkminiała..
UsuńMi się wydaje, że każdy ma chyba jakieś wątpliwości względem drugiej połówki, niczego nie można być w życiu pewnym na 100%. Wiesz też nie wiem jakiej natury to były wątpliwości, jakoś nigdy nie chciałam rozmawiać na ten temat.
UsuńOj rozumiem te sprawy z ojcem. Mojego praktycznie nie było i zawsze mnie zadziwiały te wszystkie "normalne" rodziny dookoła mnie. Wyjazd zapowiada się cudownie. Korzystaj ile możesz !
OdpowiedzUsuńZawsze myślałam, że życie ma na nas jaki plan. I tutaj to idealnie widać. Byłaś samotna, aż w pewnym czasie, pojawił się ten wyjątkowy ktoś. Ten, który dba o ciebie i traktuje jak najlepiej się da. Bardzo się cieszę, bo widzę taki spokój w głowie u ciebie, nie wiem jak to nazwać. Ale rozumiesz swoje schematy, jedziesz na wakacje. Wszsytko to zapowiada się super.
Ściskam mocno,
Dziękuję :)
UsuńMam podobne myśli ale związane z okazywaniem sobie uczuć i miłości drobnymi gestami czy słowami. U mnie w domu było bardzo mało przytulania - nie potrafię sobie przypomnieć by po 6 roku życia rodzice mnie przytulali czy zapewniali, że mnie kochają. Dotyk drugiej osoby był dla mnie bardzo nienaturalny - do tej pory czuję dyskomfort gdy w pracy, ktoś położy mi rękę na ramieniu czy obejmie (np. z okazji urodzin). Moi rodzice pomiędzy sobą też rzadko pokazywali, że im na sobie zależy. Nigdy chyba się przy mnie nie przytulili - tak po prostu. Stąd miałam też ogromne opory przed bliskością w związku.
OdpowiedzUsuńMiałam dokładnie tak samo! Nawet pamiętam, że już w dorosłym życiu kłóciłam się z mamą o to, że ma mnie nie dotykać, bo tego nie lubię. Podobnie mam kiedy ktoś intencjonalnie dotknie mnie na mieście. O dziwo w związku kompletnie tego nie czuję, jestem wręcz taką przylepą.
UsuńPochodzenie z dysfunkcyjnej rodziny kładzie cień na związek i nikt mi nie wmówi, że da się to obejść. Albo inaczej - da się to przepracować, ale dopiero jak człowiek się zetknie z takim bardziej "ludzkim" zachowaniem i traktowaniem. Rozumiem doskonale to, co piszesz, mimo że moja historia jest zupełnie inna. Jedyne co mogę Ci powiedzieć, czy doradzić, to żebyś się nie zatraciła w tym związku (nie wiem, czy już nawet kiedyś tego nie pisałam) tylko dlatego, że ktoś daje Ci normalną dawkę atencji. Dużym sukcesem uważam jest to, że widzisz ten mechanizm i jesteś go świadoma.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wyjazd się uda <3