sobota, 25 czerwca 2022

Chciałabym, żebyśmy byli motylami

Sobota, 23:31


"Chciałabym, żebyśmy byli motylami i żyli tylko trzy letnie dni. Trzy dni życia z Tobą, dałyby mi więcej radości niż 50 lat bez Ciebie." 


Gdyby ktoś mi teraz powiedział, że mogę przeżyć cudowny rok, pełen szczęścia, miłości, szaleństwa, ale jednocześnie spokoju ducha, a po upłynięciu 365 dni, przyjdzie i mnie zabije, to kurwa... nie wahałabym się ani chwili. Naprawdę byłabym w stanie poświęcić resztę lat mojego życia, za ten jeden wyjątkowy rok. I coraz częściej mam ochotę to zrobić. 

Wczoraj miałam korepetycje o 15:30, całą pierwszą połowę dnia zmarnowałam. Ja potrafię chodzić po mieszkaniu w te i z powrotem i serio nic nie robić. Albo siedzieć i gapić się w ścianę. Na korepetycjach dostałam czekoladki na zakończenie. Bardzo się cieszę, że ktoś docenił moją pracę. Gdy wracałam z nich później to poryczałam się na przystanku, bo mnie naprawdę wszyscy lubią, więc dlaczego ja siebie nienawidzę? Później pojechałam na zakupy ciuchowe, kupiłam sobie dwie bluzki, dwie sukienki, dwie pary krótkich spodenek i buty. To konieczność, bo ja nie mam w czym chodzić. I to nie jest zwykłe gadanie, ja serio nie mam ciuchów. 

Po 17 pojechałam do przyjaciółki. Zrobiłyśmy sobie miły wieczór. W poniedziałek jadę do niej, do domu rodzinnego na kilka dni. I bardzo się cieszę. Jedyne, co mnie denerwuje w tej sytuacji to, to że próbuje mnie zeswatać z synem sąsiada. Przypadkiem mi wygadała, że ten chłopak (nie no raczej facet, bo ma 30 lat) miał dosyć ciężkie dzieciństwo, bo jego matka była chora psychicznie. Oczywiście nie zamierzam w to pójść, nawet widzieć się z nim nie chcę, ale wtedy pomyślałam sobie "pewnie bym się z nim dogadała". 

Powiedziałam też przyjaciółce, że wydaje mi się, że ja już nie wrócę z Włoch. Ona odpowiedziała "pewnie kogoś tam poznasz", na co ja "ja tam umrę". Byłyśmy już mocno pijane, więc potraktowała moje słowa jako żart. Nie dziwię się, bo mówiłam to z uśmiechem na twarzy, ale byłam całkowicie szczera. Naprawdę myślę, że tam umrę. 

Wczoraj też się oczywiście spiłam. Właściwie to nie pamiętam już kiedy ostatnio był dzień, w którym w ogóle nie tknęłabym procentów. 

W poniedziałek mam egzamin. Próbowałam się dzisiaj uczyć, ale to jak przybijanie gwoździa słomką, a nie młotkiem. Kompletnie bez sensu, ja w ogóle nie umiem się skoncentrować. Mam zamiar napisać jutro do prowadzącego (bardzo ludzki człowiek), że ze względu na stan psychiczny (nie będę wchodzić w szczegóły) nie mogę podejść do egzaminu i zrobię to dopiero we wrześniu. Mam nadzieję, że nie będzie mi stwarzał problemów. Chociaż mam wrażenie, że sama w ten sposób zaciskam sobie pętle na szyi. Nie wiem w końcu w jakim stanie będę we wrześniu. Oby nie gorszym. 

A tak oprócz tego to ciągle jest mi słabo. Nieustannie. Całymi dniami chodzę i mam wrażenie, że zaraz zemdleję. Oprócz tego mam bóle głowy. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz