Czwartek, 14:13
Wczoraj dostałam wiadomość, że start mojego projektu został przesunięty... i to o ponad miesiąc. Planowo mamy zacząć dopiero 17 marca, także czeka mnie teraz jeszcze dużo luzu. Z jednej strony się cieszę, bo jednak mogę bez stresu pojechać na wakacje do Rzymu, a z drugiej to jednak jest jakaś niepewność. Ale okej, jest jak jest i zamierzam się z tego cieszyć!
W ubiegłym tygodniu miałam urodziny, wszystko byłoby okej gdyby nie rozmowa z ojcem. Im częściej z nim gadam, tym częściej dochodzę do wniosku, że... właściwie to nie wiem do jakiego wniosku. Ostatnio mi powiedział "ale ty często zmieniasz pracę", a po chwili namawiał mnie do zmiany na inną, mimo że podkreślałam jak bardzo podoba mi się obecna. Z jednej strony to źle, że zamieszkałam z Szymonem, ale jednak od razu mówił, że powinnam koniecznie wyjść za mąż i urodzić dziecko. To chyba ten typ, któremu nie dogodzisz, zawsze coś musi być źle. Ogólnie jednak ten dzień spędziłam dosyć przyjemnie. Wieczorem wybraliśmy się z Szymkiem do gruzińskiej restauracji, było bardzo miło. Dostałam też od niego kolczyki, które bardzo mi się podobają.
Jeśli chodzi o związek, to przez ostatnie dwa lub trzy tygodnie coś nie styka. Może to jakiś kryzys "dwóch lat związku", a może po prostu stare sprawy powracają jak bumerang. Ja mówię swoje, a ten swoje. Głównie chodzi o jakieś stare nie zamknięte sprawy, takie jak np. wakacje z jego bratem i jego zachowanie względem mnie, a także ta pamiętna jebana impreza. Jedynym plusem tego wszystkiego jest fakt, że rozmawiamy i wypracowujemy pewne rozwiązania. Staramy się i to oboje. Wczoraj przegadaliśmy dosłownie cały wieczór, aż mnie głowa bolała i dzisiaj też nie czuję się zbyt dobrze. Wczoraj odważyłam się powiedzieć coś o czym wiedziałam już od dłuższego czasu - gdybym wiedziała, że tak bardzo będę się przejmować tą sytuacją z imprezą, gdybym wiedziała, że 1,5 roku po tych wydarzeniach nadal będzie mi niedobrze na myśl o tym, że będą mi się trzęsły ręce... to zerwałabym wtedy z Szymonem. I może nawet podświadomie żałuję, że tego nie zrobiłam. Wiem, że najłatwiej byłoby gdyby S. zerwał całkowicie stosunki z tamtym towarzystwem, myślę, że tylko wtedy byłabym w stanie o tym zapomnieć. Natomiast nie zamierzam go o to prosić. Zwłaszcza, że kilkukrotnie powtarzał mi, że nie ma dużo znajomych i Ci są dla niego ważni. Jeśli mam być szczera to takie gadanie jeszcze bardziej mniej irytuję, bo wychodzi na to, że woli sobie rozwalić związek a nie koleżeństwo.
Czasami mam myśli żeby się poddać i zakończyć ten związek, ale nie chcę, aby rozpadł się z powodu czegoś co miało miejsce 1,5 roku temu... z powodu jakieś dziewczyny. No i znowu ryczę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz