Piątek, 11:00
Haj :)
W środę byłam na zajęciach z jednego kierunku, tylko dwa, więc dla mnie to zupełna nowość, w tamtym semestrze wychodziłam rano i wracałam wieczorem. Po powrocie ogarnęłam sobie notatki z korony, ogarnęłam mieszkanie i w zasadzie tyle.
Wczoraj miałam wyjątkowo dzień wolny od uczelni, więc opiekowałam się babcią, udało mi się nawet trochę posiedzieć nad licencjatem. Teraz też już u niej jestem, wzięłam ze sobą laptopa, więc za chwilkę znowu będę pracować. Poprawki idą mi znacznie ciężej niż samo pisanie, ale na szczęście już kończę. W planach mam dzisiaj jeszcze tylko posprzątanie całego mieszkania, a na wieczór mam już wybrany film :) Ostatnie dni mam nieco luźniejsze pod względem nauki, więc korzystam ile mogę, to się jednak szybko skończy, bo już zaczęłam drukować sobie sterty materiałów do nauki. Zastanawiam się także nad wzięciem udziału w konkursie z korony (historii państwa i prawa polskiego), zwalnia on z egzaminu, więc jak dla mnie super. Oczywiście tak czy siak trzeba się dużo uczyć, ale miałabym przynajmniej jeden egzamin z głowy w już w maju, a akurat korona jest moim przedmiotem obligatoryjnym. Muszę to przemyśleć :)
Kochane! Jeżeli chodzi o tofu, to ja zawsze wybieram wędzone. Naturalne niestety nie ma smaku. Ja tofu przygotowuje na kilka sposobów:
1. Kroje w kosteczkę i podsmażam na patelni z przyprawami.
2. Kroje i po prostu dodaje do różnych potraw, bez żadnych przypraw, bez smażenia -> wędzone ma sporo smaku samo w sobie.
3. Kroje wzdłuż, mocze w jajku, obtaczam w bułce tartej i smażę na patelni, wychodzi z tego a'la kotlet. To jest jednak wersja mocno kaloryczna, więc robię tak tylko na jakieś święta, kiedy jem obiad z rodziną.
4. Mój ulubiony sposób -> Kroje w kosteczkę i marynuje w sosie z miodu, chilli, odrobinie oliwy, łyżeczce koncentratu pomidorowego i różnych przypraw. Następnie wykładam na blaszce do pieczenia i piekę w piekarniku do czasu aż będzie chrupiące.
Nie jadam mięsa, więc dla mnie tofu jest idealnym dodatkiem do obiadu :)
Nawiązując jeszcze do tematu posta - > przytyłam :( Nie ważyłam się, ale czuję to po spodniach. Niby nie jadłam jakoś dużo, ale myślę, że jest to wina ferii. W ogóle się wtedy nie ruszałam, w ogóle! W pierwszym tygodniu pisałam licencjat, a w drugim uczyłam się do poprawki, nigdzie nawet nie wychodziłam. Dobrze, że w porę się opamiętałam.
Ostatnio odkryłam także, że mam dostęp do zdjęć, które zamieszczałam na poprzednim blogu (tym, który został usunięty), pomyślałam więc, że będę tutaj od czasu do czasu wrzucać jakieś, głównie przepisy, bo przypomniało mi się kilka fajnych, naprawdę bardzo dietetycznych :)