Z czasem mam coraz mniejszą ochotę żeby tutaj pisać, ale tak ciężko jest się w 100% odciąć od tego miejsca. Nawet jeżeli tutaj nie piszę, to i tak wciąż myślę o tym miejscu. Jest ono świadkiem najlepszego jak i najgorszego okresu w moim życiu. Uwielbiam wracać do starych wpisów o czym już nie raz tutaj pisałam, więc teraz chyba na nowo będę budować moją historię.
Na zdjęciu widzicie małego slodziaka, na którego czekałam prawie 20 lat. Tyle trwało namówienie mojej mamy na kotka. Poznajcie Muffina :) Jest ze mną od 12.10, a ja wciąż nie wierze w to, że mam swojego zwierzaka. Może będziecie się ze mnie śmiały, ale ja wiem, że to właśnie ten kot był mi przeznaczony. Gdy zadzwoniłam do jego poprzedniej właścicielki z pytaniem czy mogę go odebrać okazało się, że został zarezerwowany. Następnego dnia dostałam telefon, że nikt się po niego nie zgłosił. Zaledwie pięć dni po jego przyjeździe do mojego domu okazało się, że jest chory na tyfus i ma niewielkie szanse na przeżycie, a jednak dzięki leczeniu i dobrej opiece udało mu się. Mały wojownik. Jak przypomnę go sobie wtedy to łzy napływają mi do oczu. Sama skóra i kości.. Od kiedy wyzdrowiał jest bardzo rozpieszczany przeze mnie i mamę.
Z innych rzeczy to na moich studiach w końcu zaczęła się jakakolwiek nauka, przez dwa miesiące nie robiłam nic. Nie jestem pewna wyboru kierunku, ale z tym na razie nic nie zrobię. Muszę poczekać jeszcze kilka miesięcy żeby zobaczyć czy to jest napewno to co chcę studiować przez następne lata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz