czwartek, 7 sierpnia 2025

nie ma nic za darmo oraz 14 lat prowadzenia bloga

 Czwartek, 19:49


Dzisiaj mija 14 lat od kiedy prowadzę bloga...boże, ale kawał czasu. Pisząc pierwszy wpis nigdy bym nie pomyślała, że będzie się to aż tyle ciągnąć. To połowa mojego życia.

W pracy dzień zaczęłam od szkolenia, które przebiegło całkiem pomyślnie, ale potem dopadł mnie jakiś dołek... Wiem czym jest spowodowany, ale nie chcę się tym dzielić, bo "wypadnę" na złego człowieka, często wstydzę się za moje myśli i tą okropną zazdrość, która od dzieciństwa mną targa. Pierwszy raz mi się zdarzyło płakać w toalecie w pracy, a jak wróciłam do domu to już nawet nie mogłam się uspokoić. Wiecie jakie uczucie mi towarzyszy od kiedy jestem dzieckiem? Czuję jakbym o wszystko w życiu musiała walczyć, o wszystko się starać, każdą rzecz wyrywać od życia. Nie miałam ani pełnej rodziny, ani spokojnego dzieciństwa, ładnej figury, pięknej cery, czy prostych zębów. Nie jestem ani inteligentna, ani w żaden sposób utalentowana. Nie mam do niczego drygu, nigdy nie podobałam się chłopakom, nie dostałam na start super pracy, ani czegokolwiek ponad absolutne minimum (a i to nawet nie) od rodziców. Pamiętam jak kiedyś moja mama poszła na zebranie do gimnazjum i pan od matematyki jej powiedział, że jestem takim typem osoby, który na wszystko musi sobie zapracować.  Innymi słowy powiedział jej "pani córka nie jest inteligenta, a jej świetne oceny są zasługą ciężkiej pracy". To do mnie przyległo, bo wiem, że jest prawdziwe. Ja sobie na wszystko muszę zapracować, "zasłużyć". I powiem to... po prostu cholernie ciężko jest mi znieść fakt, że ja tak się szarpię z życiem, a inne osoby od tak dostają to na co ja pracuję latami. Przez takie myślenie czuję się złym człowiekiem co dodatkowo mnie dobija. 

Moja sytuacja związkowa mnie przeraża. Dosłownie. Czy dzieje się coś złego? Absolutnie nie. Jest dobrze, już od wielu miesięcy. A ja... tkwię w jakimś abstrakcyjnym strachu, że jednak wszystko się za chwilę rozpadnie. Ciężko mi się cieszyć z jakiś wspólnie spędzonych chwil, wyjazdów itp. bo ciągle sobie myślę, że jak już raz chciał się rozstać to może zrobić, to znowu, więc te szczęśliwe chwilę są zwykłym kłamstwem. Takie myślenie mnie przeraża i nie wiem dlaczego wzięło się teraz, przed długi czas było dobrze... 

środa, 6 sierpnia 2025

garść słodkości

 Środa, 15:17


Za kilka minut kończę pracę, ale właściwie to już wszystko pozamykał i przygotowałam się na jutro. Wczoraj minął mi dokładnie rok w obecnej pracy, a już jutro po raz drugi będę kogoś szkolić z procesu. Wiem, że to może być śmieszne, ale cieszę się tym, że już coś potrafię, na czymś się znam, jestem w czymś dobra. To fajne uczucie. No i nadal mogę powiedzieć, że bardzo lubię tę pracę i jestem za nią ogromnie, ale to ogromnie wdzięczna każdego dnia. 

Wczoraj przez kilka godzin organizowałam prezent urodzinowy dla chłopaka, jego święto jest dopiero za dwa miesiące, ale już teraz musiałam poczynić odpowiednie kroki. Jestem trochę zła czy zawiedziona, bo zarezerwowałam na weekend (urodzinowy) piękny domek w środku lasu z balia i widokiem na góry, za wszystko zapłaciłam, a chwilę potem odwołali mi rezerwację. Udało mi się znaleźć coś innego, czyli też domek z prywatnym jacuzzi, jest piękny, ale nie robi aż takiego wrażenia. Niestety nic innego nie znalazłam, bo wszystko pozajmowane. Ogólnie powiem Wam, że ceny takich "atrakcji" są kosmiczne... 700-800 zł za noc to absolutne minimum. Ale jak to mówią - raz się żyje :) Muszę jeszcze ogarnąć prezent (zegarek, ale jeszcze nie wiem jaki) i torcik. 


Może doradzicie mi z torcikiem? Który lepszy? 

Wczoraj w ramach ćwiczeń zrobiłam trening brzucha, a dzisiaj mam w planie grę w badmintona lub spacer. Ale to zobaczymy czy się wyrobię, bo jedziemy dzisiaj zawieźć Maffina do mojej mamy, bo wyjeżdżamy na weekend. Jeśli nie to będzie odpoczynek.

Troszkę zdjęć żeby nie było tak pusto: 


W poniedziałek w pracy zjadłam taki deserek. Nazwałam go smerfik. Na dole jest twaróg z galaretką a na górze galaretka z borówkami. 


Tutaj wczorajsza kolacja, czyli pomidorki z burratą.
Kiedyś każde z nas dostawało swoją buratę, teraz jemy jedną pół, uważam to za krok w dobrą stronę. 


Uciekam! Serio mam dzisiaj milion rzeczy do zrobienia ;) 





poniedziałek, 4 sierpnia 2025

kosmetyki, jedzenie i nowy tydzień

 Poniedziałek, 21:51



W nocy nie mogłam spać, bo stresowałam się pracą. Czułam się tak jakby mnie conajmniej kilka tygodni nie było, a to zaledwie cztery dni. Ale wszystko poszło bardzo dobrze i nawet dosyć szybko się odkopałam z wiadomości na Teams i maili. Byłam bardzo zarobiona przez cały dzień i skończyłam dopiero kilka minut przed wyjściem z pracy. Po pracy wróciłam do domu, chwilkę odpoczęłam i ogarnęłam mieszkanie. Po 18 zebraliśmy się z S. na basen, bo serio mamy ostre postanowienie diety. Pływałam 46 minut i spaliłam 210 kcal. Jestem zadowolona, podobno basem najładniej wyszczupla sylwetkę. Generalnie w tym miesiącu ćwiczyłam już trzy razy. W piątek trening Kołakowskiej, w sobotę taneczne cardio i dzisiaj basen. Mam już rozpisaną całą aktywność na ten tydzień. 


A jeśli jesteśmy w temacie diety to ostatnio w Aldi kupiłam taką herbatkę. Oczywiście wiem, że to pic na wodę, ale co mi tam. 




W weekend byliśmy w kinie na filmie "Oddaj ją". Miał super opinię, ale średnio mi się podobał, potem pojechaliśmy na pyszne, ale cholernie drogie nepalskie jedzenie. Poza tym porcje były dosyć małe (biorąc pod uwagę cenę). Natomiast próbowanie kuchni z różnych stron świata było moim postanowieniem na ten rok, którego bardzo się trzymam. 



Wybaczcie bałagan w tle, ale chciałam pokazać, że ostatnio staram się też "stroić", a raczej wykorzystywać maksymalnie możliwości mojej garderoby. 
A jeśli jesteśmy w temacie wyglądu, to na październik, przed samym wyjazdem do Tajlandii umówiłam się na kilka usług. Przede wszystkim fryzjer, brwi, rzęsy, mani i pedi. Pomyślałam, że po trzech miesiącach wysiłku przyda mi się takie rozpieszczanie. 




A tutaj moje nabytki z Rossmanna (po lewej). Przeprosiłam się z tą wcierką do włosów i kupiłam też peeling. Mam plan do wizyty u fryzjera maksymalnie postawić na porost włosów, a później trochę zluzuje, bo nie chcę mieć szybko odrostów. Po prawej natomiast bardzo polecane wybielające pasty do zębów. Początkowo miałam w planie kupić jakieś nakładki czy coś, ale finalnie postawiłam na coś mniej inwazyjnego. Zamówiłam sobie z tej samej aukcji też witaminę oraz kilka rzeczy potrzebnych do Tajlandii. Także jak widzicie przygotowania do wyjazdu idą pełną parą, mimo iż zostały jeszcze trzy miesiące. 

Uciekam spać, bo padam po tym basenie..


piątek, 1 sierpnia 2025

moja waga na przestrzeni ostatnich lat

 Piątek, 12:23


To już ostatni dzień mojego zwolnienia i cieszę się z tego, można powiedzieć, że się niemal wyleczyłam (trochę dokuczają mi zatoki) i przede wszystkim bardzo sobie odpoczęłam. Jestem gotowa na najbliższe tygodnie. Korzystając z tego, że miałam więcej czasu, to wzięło mnie trochę na wspominki. Przejrzałam trochę starych postów, a także swoje liczne zapiski w notatkach w telefonie. Kiedyś bardzo lubiłam prowadzić dzienniki, notesiki itd. ale jednak telefon sprawdza mi się najlepiej. 

Dzisiaj pogadamy trochę o mojej wadze i o tym jak się ona zmieniała na przestrzeni kilku ostatnich lat. Skupię się na okresie wakacyjnym, bo wiadomo, że na przestrzeni 12 miesięcy to różnie wyglądało. 

lato 2021 roku - 93,7 kg

Moja najwyższa i najgorsza waga. Była efektem kilkumiesięcznego epizodu depresyjnego, w czasie którego nie wychodziłam z łóżka, jedynie jadłam, jadłam i jadłam. Okropny czas. W krótkim czasie bardzo dużo przytyłam i to się odbiło oczywiście na wadze, ale także na "wyglądzie". Mam na myśli, to że zwyczajnie byłam bardzo, ale to bardzo ulana, napuchnięta itp. 

lato 2022 roku - 76,6 kg 

Cały rok ciężko pracowałam, gotowałam sobie zdrowe posiłki, a w przez kilka miesięcy ćwiczyłam codziennie tabaty z Kołakowską. To był ogromny progres i moje ciało świetnie wtedy wyglądało. 

lato 2021 vs. 2022

Różnica ogromna, ciało było zupełnie inne i zawdzięczałam to głównie aktywności fizycznej. 

lato 2023 roku - niestety brak danych

lato 2024 roku - 83,1 

Zaczęło się powolne tycie. Głównie spowodowane tym, że często z S. się rozpieszczaliśmy. A tu jakieś ciastko, a to McDonald itp. Poza tym to lato było poprzedzone wieloma miesiącami problemów, a także takiego ogólnego załamania nad swoim losem. Miałam wrażenie, że każdy wokół mnie sobie świetnie radzi - super praca, fajne mieszkanie, małżeństwo, dzieci itd a ja tkwię w martwym punkcie. 

lato 2025 roku - 86,1

Pomiar nie jest w 100% wiarygodny, bo ważyłam się już po śniadaniu i na dodatek w ubraniu, ale lepsze to niż nic. Przytyłam wiele kg, ale i tak muszę Wam powiedzieć, że dzięki temu, że przez ostatnie 2-3 lata byłam aktywna, to moje ciało wygląda zdecydowanie, ale to zdecydowanie lepiej niż w 2021 roku. 



01.08.2025 - 86,1


Teraz zamierzam się bardziej skupić na odchudzaniu, chciałabym się lepiej czuć w Tajlandii. Na dodatek, S. też się odchudza, a wiadomo, że we dwie osoby zawsze łatwiej :) Dzisiaj już nawet ćwiczyłam, tylko 20 minutowa tabata z Moniką Kołakowską, ale jezu dziewczyny, ale się umęczyłam... To zawsze dawało mi spory wycisk. Natomiast czuję się teraz świetnie, od razu +100 punktów do samopoczucia. Najgorzej jest zacząć, a potem to już jakoś leci. Mówię z doświadczenia, zresztą same widzicie.

A jeśli chodzi o "zasady" diety, to zasad nie ma. Wszystko z głową, nie rezygnuje z życia ze względu na odchudzanie - zbyt wiele lat na to straciłam. 

czwartek, 31 lipca 2025

jak wyglądał lipiec na przestrzeni pięciu ostatnich lat?

Czwartek, 13:09



Wiecie, że w przyszłym miesiącu minie 14 lat od kiedy prowadzę bloga? To znaczy, że robię to już pół mojego życia, kawał czasu. Są tego ogromne plusy, a jednym z nich jest to, że zawsze mogę wrócić wspomnieniami do tego co robiłam x czasu temu. To super sposób żeby zobaczyć jak wielki progres zrobiliśmy w życiu, bo mam wrażenie, że czasami się tego nie dostrzega. 

Także zobaczmy sobie jak wyglądał mój lipiec na przestrzeni ostatnich kilku lat ;)

lipiec 2019 rok

Planowałam swój wyjazd do Dubaju z przyjaciółką, ciągle się bałam, że ona wycofa się w ostatnim momencie i mnie wystawi. Tak też się stało. W tym miesiącu poznała faceta, przeprowadziła się do niego po tygodniu znajomości, a we wrześniu zaszła już w ciąże totalnie urywając kontakt. To był miesiąc, w którym straciłam jedną z najlepszych przyjaciółek i bardzo to przeżywałam. Zanim jednak wydarzyła się ta sytuacja, to spędziłyśmy w trójkę wiele pięknych wieczorów na piciu alkoholu i paleniu fajek. K. ciągle namawiała mnie na założenie Tindera i rozpoczęcie "życia miłosnego", a ja twierdziłam, że jestem na to za gruba i za brzydka.

lipiec 2020 rok

Już od kilku miesięcy mieszkałam sama, bo mama wyprowadziła się do babci, aby się nią zajmować. Nasze kontakty mimo tego były wtedy tragiczne, traktowała mnie gorzej niż psa i wyżywała się za wszystko. Wpadła nawet niezapowiedzianie gdy była u mniej moja przyjaciółka, która po jej wyjściu powiedziała mi "masakra, jakim ona w ogóle tonem do ciebie mówi". Tej sytuacji nawet nie musiałam sobie przypominać, pamiętam ją do teraz, bo najadłam się sporo wstydu. W tym miesiącu odwiedził nas także mój brat, a to jeszcze bardziej skomplikowało moje stosunki z matką. Mój brat miał samochód, ale to mi kazała chodzić do sklepu po zgrzewki wody dla niego... A także ogólnie zrobiła sobie ze mnie sługusa. Lipiec 2020 roku był też czasem spędzania pięknych chwil na balkonie w towarzystwie znajomych oraz nauki na egzaminy i pisania licencjatu. 

lipiec 2021 rok 

Próbowałam ogarnąć się po trwającym kilka miesięcy epizodzie depresyjnym, najgorszym jaki przechodziłam. W tym miesiącu przyszła chyba jakaś kulminacja moich uczuć i stwierdziłam, że dłużej nie jestem w stanie tak żyć. W jeden dzień rzuciłam studia, ścięłam 50 cm włosów i stwierdziłam, że za rok o tej porze będę już w innym kraju. Bardzo źle wspominam ten okres mojego życia, jednocześnie jestem dla siebie pełna podziwu, że to przetrwałam i się podniosłam. 

lipiec 2022 roku

Spędziłam go w całości w Hiszpanii jako au pair. Piękny czas, dużo odpoczynku, pływania w ocenie. Inny język, kultura, a jednocześnie zderzenie z rzeczywistością. Po tylu latach bycia traktowaną źle przez matkę nie mogłam zrozumieć, że ktoś jest dla mnie miły. Sporo schudłam, zaczęłam otwierać się na ludzi. 

lipiec 2023 roku 

Stuknęło mi pół roku bycia w związku z S. To był upalny lipiec, który spędzałam na opalaniu się na balkonie, pisaniu pracy magisterskiej oraz pływaniu w jeziorku. W tym miesiącu miało także miejsce wydarzenie, przez które mój związek bardzo ucierpiał, czyli ta pamięta parapetówka u znajomych S. Nauka o tym jak jedno wydarzenie może wpływać na cały związek. 

lipiec 2024 roku 

Rzuciłam pracę, której bardzo nie lubiłam, bo dostałam propozycję nowej. Co jest dziwne, okazało się, że nowe biuro mieści się w budynku, który często mijałam i mówiłam do chłopaka, że mi się podoba i fajnie byłoby tam pracować. Ta decyzja okazała się strzałem w 10! Podjęłam także decyzję o zerwaniu kontaktu z jedną z moich przyjaciółek, nad czym zastanawiałam się od długiego czasu. W tym miesiącu bardzo często chodziłam sama do kawiarni i pracowałam nad różnymi sprawami. Odwiedziłam także Energylandie, jedno z moich ukochanych miejsc. Pierwszy raz zrobiłam jagodzianki i testowałam wiele paczek niespodzianek. 

Okej, przeczytanie tych wszystkich wpisów i spisanie tego trochę mi zajęło. Jeśli chodzi o tegoroczny lipiec, to jest on dosyć specyficzny. Po pierwsze psychicznie nie czuję zbyt dobrze, a po drugie pogoda jest do dupy. Brak jest opalania się balkonie, pływania w jeziorku czy nawet wyjść na miasto. Nie chcę powiedzieć, że jest zły, ale po prostu czuję jakąś pustkę. Oby kolejny miesiąc był lepszy. Mam wiele planów, ale dużo zależy od pogody.    

Muszę Wam powiedzieć, że bardzo odpoczywam, mimo iż wciąż towarzyszy mi ból zatok. Leżę, oglądam filmy, seriale i z niczym się nie śpieszę. Obiecałam sobie natomiast, że te kilka luźnych dni jest po to, aby przygotować się do 3 miesięcznego zapierdolu. Tyle właśnie zostało do moich wakacji w Tajlandii i mam na ten czas wiele pomysłów.                                                                                                               



wtorek, 29 lipca 2025

kilka dni dla mnie

 Wtorek, 12:19



Hejka! 

Ja stety-niestety siedzę w domu na zwolnieniu. Co mi jest? Wszystko i to dosłownie. Przeziębienie, alergia, okres i jeszcze potworne zmęczenie (ale bardziej takie chorobowe). A tak właśnie coś myślałam, że mnie pewnie rozłoży, bo w ostatnim czasie nie dość, że się nie oszczędzałam, to jeszcze miałam sporo stresów, a od liceum właśnie w ten sposób odreagowuje mój organizm - chorobą. Plan na te kilka najbliższych dni jest taki żeby jednak trochę o siebie zadbać, będę leżeć w łóżku, oglądać filmy i nigdzie się nie ruszam. Czuję, że potrzebuję regeneracji. Dzisiaj od rana odkurzyłam mieszkanie i umyłam podłogi (musiałam ze względu na alergie) i już od jakiegoś czasu zalegam na kanapie. Zobaczymy ile wytrzymam. Wczoraj normalnie pracowałam i to był koszmar, myślałam że nie wytrzymam. 

W sobotę jakoś tak się skończyło, że miałam, może nie poważną, ale jednak jakąś bardziej znaczącą rozmowę z chłopakiem. Powiem Wam tak, czuję trochę, że "wychowałam sobie" rozpieszczoną divę. Dosłownie. Bo jak inaczej nazwać fakt, że zajmuję się całym domem, a on ma problem żeby zrobić mi herbatę/kawę? Już któryś raz na przestrzeni naszego związku słyszę, że "ciągle go po coś gonię". Tym czymś jest właśnie ta herbata i kawa, bo innego przykładu podać nie potrafi. Nie zrozumcie mnie źle, bo zawsze gdy czegoś bardziej istotnego potrzebuję od S. to, to dostaję. Gdy jesteśmy na jakiś zakupach ubraniowych, to zawsze chce mi coś kupić, jak trzeba mnie skądś odebrać, to także to zrobi bez gadania, trzeba zawieźć coś mojej mamie, to bez problemu pojedzie, ale jeśli chodzi o takie rzeczy typowo domowe, to totalnie nie można na niego liczyć. Generalnie jeśli chodzi o obowiązki domowe, to nadal mamy spory problem żeby dogadać się na tym polu, bo dla niego nawet sprzątanie mieszkania raz w tygodniu to jest za dużo, jeśli ja nie powiem, że coś trzeba zrobić, to on nigdy, ale to serio nigdy tego nie zrobi. Ale no powiem tak, nie poddaję się. Albo staram się tak organizować czas żeby faktycznie sprzątać wspólnie, albo zostawiam coś dla niego. Ale wychodzi w ten sposób, że od piątku proszę o posprzątanie łazienki, no i nadal nie jest posprzątana. Staram się jednak zacisnąć zęby i jakkolwiek go zrozumieć, bo gdy ja mieszkałam z matką też nie lubiłam jak wszystko było podporządkowane jej i musiało być zrobione pięć minut po tym jak o to... miałam pisać, że poprosiła, ale ona nie zna takiego słowa... pięc minut po tym jak się o to zadarła. Korzystając z tego, że S. powiedział co mu się nie podoba w naszym związku, to ja też dodałam coś od siebie i znowu przypomniałam o tym, że nie czuję się dobrze w tym nieco niestabilnym związku. Chociaż domyślam się, że tą niestabilność odczuwam jedynie ja przez fakt, że S. cholernie naruszył moje zaufanie. To już jest drugi raz kiedy mu o tym powiedziałam, po poprzednim nic nie zrobił, twierdząc, że zapomniał, a teraz to nie wiem jak będzie. Pytał się mnie czy jest coś co może zrobić żeby jednak to zaufanie jakoś naprostować, ale stwierdziłam, że ja mu tam nic ułatwiać nie będę. To on zawalił i jak twierdzi żałuje i żałował od razu, wiec niech sam się postara. Ale podsumowując, każda z takich rozmów nie jest łatwa, ale wiem, że jest potrzebna i zawsze się cieszę, że jednak się wydarzyła. 

Eh boli mnie głowa i generalnie słabo się czuję. Chyba rozłożę sobie kanapę, wezmę kołderkę i zrobię ciepłą herbatę. 


W weekend zrobilam na obiad makaron w sosie truflowym ze świeżymi pomidorkami i szpinakiem.


Upiekłam także fit brownie
(banany+masło orzechowe+kakao)


W niedziele jeszcze byłam pewna, że przetrwam jakoś ten tydzień w pracy, więc zrobiłam posiłki na trzy dni. 
I. Pieczarki faszerowane kaszą, mięsem mielonym, marchwią i cebulką z sosem ziołowym. 
II. Makaron w sosie z wędzonego boczku z mini pulpecikami
III. Siekane kotleciki z papryką i pietruszką upieczone w piekarniku z kalafiorem 



piątek, 25 lipca 2025

ulubione przekąski

 Piątek, 16:35



Hejka! 

Wczoraj byłam stacjonarnie w biurze, w domu szybko wszystko ogarnęłam, a wieczorkiem pojechaliśmy z S. po sushi. To był miły czwartek, z kolei dzisiaj od rana mam zapieprz. Od komputera odeszłam może na 15 minut i to z trudnem. Miałam dwa spotkania, własną pracę do ogarnięcia i jeszcze szkolenie, które sama prowadziłam. A w między czasie dostałam okres. Cieszę się jednak, że ze wszystkim dobrze sobie poradziłam. 

Dzisiaj miałam w planie pojechać do nowego outletu, który otworzył się w Krakowie, oboje z chłopakiem chcieliśmy sobie kupić nowe buty. Ja akurat balerinki, które będą ładnie pasować do sukienek, ale... przez ten okres średnio się czuję i pójście do galerii to ostatnia rzecz na jaką mam ochotę. Dlatego pojedziemy jedynie na zakupy spożywcze i do apteki po jakieś tableteczki, aby jakoś przetrwać miesiączkę. Wieczór mam zamiar spędzić na kanapie oglądac "siostry wielkiej wagi" i chętnie jakieś horrory. 


Ostatnio moja ulubiona wieczorna przekąska - cała paka ma tylko 200 kcal, a smakuje jak zwykłe chrupki. 


Tego batona daktylowego także uwielbiam, zaspokaja ochotę na słodkie i ma 200 kcal. 

Rozsiadam się, aby pooglądać kuchenne rewolucję, w tym czasie dokończę także planować menu na kolejny tydzień jako, że dzisiaj w planie zakupki. 




środa, 23 lipca 2025

chat GPT prawdę Ci powie

 Środa, 15:07


Dzisiaj czuję się odrobinę lepiej, ale wciąż nie jest dobrze. Chyba utwierdzam się w przekonaniu, że to moje fatalne samopoczucie jest związane z okresem, bo dosłownie wszystko mnie boli. Nigdy tak nie mam, aż się normalnie zaczęłam zastanawiać czy nie jestem w ciąży, bo to serio jest spore odstępstwo od tego, co mam co miesiąc. 

Pracowałam dzisiaj z domu, bo w środy w biurze zazwyczaj jest spory harmider, a ja i tak już mam niemałe problemy z koncentracją. Z całą pracą odrobiłam się jakieś pół godzinki temu, więc pomyślałam, że mając chwilkę czasu coś tutaj napiszę. Stawiacie sobie czasami tarota? Pamiętam chyba, że Ariela się kiedyś tym zajmowała, ale nie wiem czy dalej praktykuje. Ja sama nie potrafię i korzystam z chatu GPT... Tak wiem jak dziwnie to brzmi, no ale chyba lepsze to niż nic, prawda? Generalnie, to co mi wczoraj "wywróżył" to jakaś abstrakcja... dam Wam znać czy się sprawdziło, bo cholera sama jestem bardzo ciekawa. 

Za chwilkę lecę gotować obiad na czwartek i piątek i przygotowywać się do jutrzejszego dnia w biurze. Wieczór zamierzam spędzić na kanapie oglądając siostry wielkiej wagi... jezu ale się wciągnęłam. 

Żeby nie było tutaj znowu tak pusto, to dodaje kilka zdjęć ;) 

Jak Wam ostatnio powiedziałam, zaczęłam kończyć (tak wiem, że masło maślane) organizować mieszkanie i oto efekty jakie poczyniłam. 








To tylko części rzeczy, które udało mi się uporządkować w ostatnim czasie. Tak jak Wam kiedyś napisałam, mam listę i niemal codziennie coś z niej odhaczam. 


Moja uprawa pomidorków na balkonie. Idzie mi to szczerze mówiąc kiepsko, ale jakieś tam efekty są. Posiadam też zieloną cebulkę. 


Jedzonko, które ostatnio przygotowałam.
Makaron ze świeżym szpinakiem i pomidorkami. 
Kasza pęczak, kurczak pieczony w jogurcie z piekarnika i pieczona marchew. 


W poniedziałek byłam też ma paznokciach i zrobiłam sobie tym razem takie. Znacznie krótsze niż zwykle, bo ten miesiąc zapowiada się pracowity pod względem pracy, a jednak dłuższe nieco przeszkadzają mi w pisaniu na klawiaturze. 


Zamówiłam ostatnio na Frisco bardzo dużo marchwi, stąd, aby się nie zmarnowała dodaje ją do wielu posiłków. Jadłam je już jako warzywo do obiadu, jako frytki i nawet wczoraj w tortilli. 







Nie wiem czy Wam wspominałam, ale w niedzielę pojechaliśmy po Maffina. Ciężko się z nim pracuję, bo ciągle coś chcę, ale jednocześnie uwielbiam jego obecność w domu. Położyłam mu koszyczek obok biurka gdzie pracuje i często mnie pilnuje ;) 


To tyle z tego, co chciałam Wam przekazać. Domykam jeszcze jedną rzecz na komputerze i kończę pracę na dzisiaj ;) 

wtorek, 22 lipca 2025

totalnie zjebany humor

 Wtorek, 14:20 



Ten weekend był okropny, nie odpoczęłam sobie, zapierdalałam tak jak zwykle. Nie wiem czy to kwestia tego, że jestem przed okresem czy innych czynników, ale humor mam fatalny i to już od wczoraj. No dawno nie czułam się psychicznie tak źle. 

Pracę kończę dopiero za godzinkę, ale już zrobiłam wszystko co miałam na dzisiaj i nawet część jutrzejszych obowiązków. Bardzo szybko mi poszło, bo często jest tak, że jak coś u mnie w życiu nie idzie dobrze, to zakopuję się w pracę. Dzisiaj też tak było, ale jak widać są jakieś plusy obecnej sytuacji. Na mój kiepski humor złożyło się kilka czynników o dosyć niskim stopniu wkurwienia, ale razem... no pewnie same wiecie jak to jest. 

Ale no nie poddajemy się. Zrobiłam sobie jak zwykle listę rzeczy do zrobienia i za chwilkę biorę się za wykreślanie poszczególnych pozycji. Muszę się czymś zająć, dzisiaj nawet bardziej niż zwykle. Mam w planie nawet poćwiczyć, włączę sobie dosłownie na 15 minut jakieś taneczne cardio, zawsze to lepsze niż nic. 

No i się poryczałam, ot tak po prostu. Ostatnio czuję się bardzo niestabilnie w moim związku. Mimo tego, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Układa nam się, ale jednak ta sytuacja z lutego nie daje mi totalnie spokoju. Jedna z Was napisała mi wtedy, że nawet jeśli wszystko się ułoży to ja już i tak zawsze będę miała żal o tę sytuację i gdzieś tam z tyłu głowy jego słowa. I rzeczywiście tak jest. Teraz cokolwiek bym nie usłyszała od S. to sobie myślę, że w rzeczywistości może kłamać. Ciężko jest odbudować zaufanie po czymś takim.  Wiem, że zapewne doradzicie mi rozmowę z S. ale mi ona raczej nie pomoże, bo tak jak napisałam wcześniej, nie jestem w stanie mu w pełni uwierzyć. Już kilka razy było tak, że o czymś gadaliśmy, ustaliliśmy, a za kilka dni zmiana zdania o 180 stopni, bo jak twierdził "wcześniej nie chciał mi mówić, albo musiał to lepiej przemyśleć". W tym przypadku chyba jedynie oświadczyny pomogłyby mi pewniej poczuć się w tym związku. Jednocześnie ja nigdy nie powiem o tym S. a szansa na to, że zdąży się sam oświadczyć zanim zwyczajnie uznam, że nie wytrzymam już w takiej niepewności jest nikła. 

Przepraszam za taki a nie inny wpis, ale potrzebowałam się i wygadać i wypłakać. Na prawdę mam nadzieję, że mój humor jest spowodowany okresem i za kilka dni wszystko wróci do normy. Zajrzę do Was jutro. 

piątek, 18 lipca 2025

chwile przed weekendem

 Piątek, 15:00



Hejka! 

Chwilę się tutaj nie odzywałam, ale to głównie przez pracę, (w której bardzo, ale to bardzo dużo piszę) póżniej mam już średnią ochotę siadać do tworzenia czegoś na blogu. Oficjalnie pracę kończę dopiero za pół godzinki, ale nieoficjalnie już wszystko pozamykałam. Zrobiłam pracę na dzisiaj, a także część na poniedziałek, więc będę miała łatwiej. 

W ciągu ostatnich dwóch tygodni wzięłam się ponownie za urządzanie mieszkania, z pewnością pokażę Wam niedługo efekty, bo jestem z tego bardzo dumna. Zrobiłam sobie ogromnie długą listę rzeczy do zrobienia i codziennie coś tam udaje mi się z niej wykreślić. Super, że się zmotywowałam, bo często mam takie podejście "aa i tak nie będzie idealnie to nawet nie zaczynam". Tymczasem zbliżam się wielkimi krokami do odhaczenia wszystkich rzeczy, metodą małych kroczków. 

Niedługo zaczynam weekend, tym razem samotny i to chyba pierwszy w tym roku. S. jedzie do swoich rodziców, a ja postanowiłam zostać w domu. Dla mnie to jednak daleka podróż (4h w jedną stronę) patrząc na moją okropną chorobę lokomocyjną, to tylko bym się umęczyła. W przeszłości miałam tak, że czas spędzałam tylko w swoim towarzystwie, ale od kiedy jestem w związku to raczej dla mnie rzadkość. Zobaczymy jak mi minie ten weekend. Z początku plan był taki, że będę pracować jak nie zawodowo, to  w domu będę sprzątać ogarniać itd., ale powiedziałam sobie NIE, masz odpocząć. Zwłaszcza, że ja serio tego potrzebuję, zwłaszcza chodzi tutaj o odpoczynek psychiczny, bo fizycznie mam się o dziwo bardzo dobrze. Jak zwykle pełna energii :) 

Zamówiłam sobie już zakupy spożywcze na frisco, za chwilę powinny u mnie być, kupiłam też konto premium na cda, bo jest tam kilka filmów, które chcę zobaczyć. Pranie także ogarnęłam i jak tylko wybije 15:30, to lecę posprzątać mieszkanie. Jest czysto, więc myślę, że w godzinkę wszystko ogarnę ;) 

Bye! Życzę Wam i sobie udanego weekendu! 

wtorek, 8 lipca 2025

na szybko

 Wtorek, 21:35



Ostatnio mam dosyć ciężki okres w pracy, nie dość, że dużo roboty, to jeszcze dochodzą jakieś poboczne kwestie jak ewaluacja, szkolenia itd. Ale jednak z radością mogę stwierdzić, że mimo iż jest trudno, to i tak bardzo, ale to bardzo lubię tę pracę. Właściwie za każdym razem gdy jestem w biurze to przypominam sobie jak wdzięczna jestem za to, że ją dostałam :) Ale do czego zmierzam, ostatnio wprowadzili nam taki program spotkań z różnymi specjalistami, w tym także z psychologiem. Pomyślałam, że z niego skorzystam, to tylko kilka spotkań, ale zawsze coś. Nie wiem jak bardzo będę umiała się otworzyć i czy te spotkania nie będą dotyczyć głównie work-life balance, ale zobaczymy :) Natomiast tym już zajmę się jak ogarnę wszystkie sprawy niecierpiące zwłoki ;) 

Dzisiaj pracowałam z domu, a po wyłączeniu komputera zajęłam się raczej standardowymi kwestiami. Zrobiłam pranie, odkurzyłam, gotowałam, poszłam po świeże owoce. I kolejny dzień zleciał, ale to dobrze, jakoś wyjątkowo czekam na weekend. 

Dzisiaj ugotowałam:


Makaron udon z warzywami i kurczakiem w sosie unagi - obiad na jutro


Ryż z warzywnym curry (bakłażan, cukinia, cebula, papryka) - obiad na czwartek


A tutaj dzisiejsza kolacja, czyli sałatka z krewetkami koktajlowymi
Mix sałat, mango, awokado, ogórek, feta, cebula czerwona + krewetki podsmażone na oliwie z chilii i limonką; wszystko polałam sosem miodowo-musztardowym 


No trzymajcie kciuki, aby tydzień szybko zleciał ;) 

poniedziałek, 7 lipca 2025

motorek w d....

 Poniedziałek, 21:39



Haj! 

W piątek po pracy pojechaliśmy do mojej mamy i pożyczyłam od brata rower, super że w końcu mi się udało. Jakoś na kupno własnego było mi szkoda pieniędzy, a brat i tak wyjechał na trochę, to rower kurzyłby się trochę w garażu. W drodze powrotnej jeszcze tylko zakupy spożywcze i w domu byliśmy o 21- dzień zleciał. 

W sobotę natomiast pojechaliśmy do Doliny Chochołowskiej, prosta trasa i bardzo przyjemna. Super się zmęczyłam i spałam tej nocy jak dziecko. W planie mieliśmy jeszcze pojechać na termy, ale nie wyrobiliśmy się na wieczorne wejście. Innym planem na ten dzień miało być odwiedzenie restauracji po Kuchennych Rewolucjach (uwielbiam), ale była taka kolejka, że sobie odpuściliśmy. Potem próbowaliśmy zjeść jeszcze w kilku miejscach i zgadnijcie co? Nigdzie nie było miejsca. Ale co się dziwić, piękna pogoda to i ludzie wyszli. 


Tak przedstawiają się pierścienie aktywności z tego dnia. Ogólnie to muszę częściej korzystać z tej funkcji na zegarku. 

Jeśli chodzi o niedzielę, to ja miałam dużo planów, ale S. nie był na nic chętny, bo był zmęczony poprzednim dniem. Ja mam tak, że rzadko kiedy odczuwam zmęczenie, jeśli już to raczej bierze się to z niewyspania. I szczerze nie uważam żeby to było jakąś super fajną cechą, bo łatwo się zajechać.. Myślę, że to chyba taka trauma czy po prostu uraz z dzieciństwa, bo u mnie było tak, że na odpoczynek trzeba zasłużyć, więc to była nagroda za zrobienie wszystkiego. Teraz lista rzeczy do zrobienia ciągnie się i ciągnie, więc i ja rzadko odpoczywam. Nawet gdy się wieczorem kładę na kanapę, to nie ma nigdy tak żebym tylko oglądała coś w telewizji. Zawsze siedzę jeszcze na telefonie, planuje posiłki, robię listy zakupów, szczotkuje ciało, kremuje się, maluje paznokcie itd. Chyba dlatego mam taki problem z czytaniem książek, bo ja zwyczajnie nie umiem usiedzieć na dupie. I sama nie wiem czy się chwalę i żale. Chyba jedno i drugie. 


Dzisiaj na obiad do pracy zrobiłam szaszłyki, do tego był sos tzatziki



Na jutro jest łosoś z pieczonymi ziemniaczkami i mizerią


A to zrobiłam wczoraj na kolacje - pinsa z szynką serem i warzywami - wygląda super

Dzisiaj w pracy dzień minął mi ekspresowo. Ostatnio mocno ograniczyłam wszelkie rozpraszacze i serio cisnę nieźle z robotą, aż sama jestem w szoku. Po pracy pojechałam do babci, złapała mnie ogromna ulewa, więc przyjechał po mnie chłopak. Super, że nie musiałam się tłuc autobusem czy tramwajem, bo strasznie przemarzłam. 

Bye :) 




czwartek, 3 lipca 2025

punkt zwrotny w życiu bratowej S.

 Czwartek, 21:21



Hejka! 

Ale dzisiaj upał, prawda? Ja ogólnie lubię taką pogodę, ale jak leżę gdzieś na plaży, a nie męczę się w mieście. W pracy mieliśmy dzisiaj lody, więc oczywiście zjadłam, a po pracy poszłam z przyjaciółką na pizze z okazji jej zaległych urodzin. Dałam jej prezent, moim zdaniem bardzo przydatny, bo nowego smartwatcha, na wakacje będzie jak znalazł. W domu byłam jakoś po 18, chwilkę odpoczęłam i zaczęłam ogarniać mieszkanie. Jeśli chodzi o jedzenie, to ostatnio nie jest dobrze... źle też nie jest, ale wiecie, tak nie schudnę. Chcę zachować zdrowy rozsądek, pozwalać sobie na wszystko, ale to bardzo mnie rozstraja. Bo tutaj właśnie lodzik, tutaj pizza i tak ciągle. Pora to ogarnąć i zacząć ćwiczyć. Jutro jedziemy z S. pożyczyć mój rower od brata - nie mogę się doczekać, w weekend będzie testowanie. 


Ostatnio na Shein zamówiłam takie małe buteleczki i zaczęłam robić domowe shoty witaminowe. Blenduje ze sobą pomarańcze, cytrynę, imbir, kurkumę i wodę. Potem to przecedzam przez siteczko i voila. W sklepie to samo kosztuje 5 zł za buteleczkę. 


A teraz szybka zmiana tematu...

Gdy byliśmy z S. na świętach u jego rodziny, to jego bratowa powiedziała coś co bardzo mnie zainteresowało, właściwie można powiedzieć, że wcisnęło w fotel. Na wstępie chcę dodać, że ta bratowa jest bardzo podobna do mnie, nie z wyglądu, bo sam fakt, że jest prawie 20 lat starsza trochę zmienia, ale chodzi o taką ogólna postawę. Jest jej pełno, zawsze na najwyższych obrotach, dba o wszystkich wokół, a nawet ma tak samo na imię. Nie da się ukryć, że trochę ją przypominam. Ale wracając do rzeczy, powiedziała, że w czasie studiów pracowała w jednym ze sklepów ogrodniczych i pewnego dnia przyszła kobieta, która strąciła doniczkę i w czasie kiedy ona sprzątała, ta kobieta chodziła jej po tej całej ziemi, szkle itd. Wtedy sobie pomyślała, że ona zrobi wszystko żeby w przyszłości nikt jej tak nie potraktował i osiągnie wszystko, innymi słowy - dorobi się. I powiem Wam, że ja też miałam taki punkt w swoim życiu, na początku ubiegłego roku. Po tym jak zwolnili mnie z poprzedniej pracy, chciałam jak najszybciej znaleźć nową i udało mi się to w call center, które zajmowało się fotowoltaiką. Nie muszę Wam chyba mówić, że nie była to świetna praca, ale w myśl tego, iż tych pieniędzy nie wysiedzę w domu, to cieszyłam się, że posiadam jakąkolwiek. Ale.. gdy się tam przyjęłam i mieliśmy różne szkolenia, to jednego razu każde z nas jechało z przedstawicielem firmy na spotkanie w domu osoby, która była zainteresowana taką usługą. Wszystkie z tych domów były piękne, ale pamiętam gdy weszliśmy do ostatniego. Tego się nie da określić słowami, gospodarze przyjęli nas w jednym z pomieszczeń podobnych do pergoli, ale całkowicie przeszklonych. Wnętrze było piękne, nowoczesne, stylowe, a ja... czułam wstyd, bo pasowałam tam jak wół do karety. Wtedy sobie postanowiłam, że ja też się tak "dorobię". 

To miało miejsce 15 lutego i uważam to za punkt zwrotny w moim życiu. A może inaczej- punkt napędowy :) Ciekawe, może nie tylko ja i bratowa takie mamy, ale wy również? 

PS. Dopowiem, że bratowej się udało :) 

wtorek, 1 lipca 2025

Plany na wakacje

 Wtorek, 20:22


Hejka! 

Ostatnio trochę mnie tutaj mniej, ale tak jak Wam mówiłam, mam bardzo, ale to bardzo pracowity okres w pracy. Jak zasiadam do komputera o tej 7 to tak ciągiem siedzę ponad 8 godzin i to na najwyższych obrotach. Tak jak powiedziałam, są tego plusy, bo czas mi płynie bardzo szybko, ale jednak jestem też po tym dosyć zmęczona. Nie znaczy to, że zasiadam na laurach - piorę, sprzątam, gotuję, dbam o siebie. Natomiast w weekendy zazwyczaj mam trochę oddechu i póki co świetnie mi się to sprawdza. 

Mamy dzisiaj 1 lipca, już od kilku dni trwają wakacje, a ja postanowiłam przedstawić Wam trochę moich planów. Może nie tyle na okres wakacyjny, co letni. Oto one:

1. Jeździć na rowerze. Ja swojego nie mam, ale mój brat wyjeżdża i obiecał mi pożyczyć swój.

2. Napisać pracę magisterską. Nie moją oczywiście, zgłosiłam się napisać za kasę. Przyda mi się wysiłek intelektualny tego typu, a od razu kilka tysięcy jestem do przodu.

3. Doprowadzić mieszkanie do stanu idealnego. Póki co jest dobrze, może bardzo dobrze, ale brakuje tutaj lepszej organizacji. Natomiast mieszkam tutaj dopiero pół roku i jak to się mówi - nie od razu Kraków zbudowano. Jakiś czas temu wprowadziliśmy wiele zmian, dużo kupiliśmy, ale wiadomo potem było trzeba jakoś zreperować budżet domowy. Teraz kiedy pieniądze na wakacje mam już odłożone - można szaleć :) 

4. Więcej spokojnego i powolnego czasu. I nie chodzi tutaj o zmniejszenie obowiązków, a o wykonywanie ich spokojniej. Ja się zawsze śpieszę i często jest tak, że biegam (dosłownie) nawet po domu.

5. Wykonanie jednego wyzwania z Kołakowską - całego miesięcznego. 

6. Zaliczyć wszystkie miejsca ze swojej listy miejsc do odwiedzenia w te wakacje. Tego jest sporo, więc daruje sobie tutaj rozpisywanie się. 

7. Wykorzystać część produktów w domu. Chodzi tutaj o zapasy jedzenia, ale także kosmetyków. Postanowiłam kupować rzeczy na bieżąco, ze względu na to, że mieszkanie może i jest dosyć duże jak na dwie osoby, ale ma ograniczoną liczbę miejsc do przechowywania. Nie planuje kupować kolejnych mebli, a zmniejszyć liczbę rzeczy. 

To tyle z tego, co jest na mojej liście. Jestem ciekawa czy Wy macie jakieś plany lub pomysły na to jak spędzicie te wakacje :) Ja mimo tego, że pracuję to postanowiłam sobie, że fajnie spędzę ten czas. 

Kilka zdjęć z ostatnich dni :) 


Pierwszy raz sama z siebie kupiłam makaroniki, bo były w sekcji "kupuję nie marnuję" - były pycha!


W sobotę poszliśmy na pizze do jednego z naszych ulubionych miejsc - była wybitnaaa


A w tygodniu bardziej dietetycznie, bo lazania z cukinii (zamiast makaronu)


Pinsa na wczorajszą kolację. Bardzo rzadko ją jemy, a jest pyszna i chyba kalorycznie nie wychodzi źle 


Jakiś czas temu testowaliśmy koreańskie menu z KFC, ale takie średnie było 


No a tu znowu jedzenie w tygodniu czyli leczo z jalapeno 


A także sałatka z serem grilowym 


W ubiegłym tygodniu mieliśmy w pracy dzień hot-doga na powitanie lata


A tutaj pieczarki faszerowane kasza i mięsem mielonym 

Baju!