Piątek, 12:23
To już ostatni dzień mojego zwolnienia i cieszę się z tego, można powiedzieć, że się niemal wyleczyłam (trochę dokuczają mi zatoki) i przede wszystkim bardzo sobie odpoczęłam. Jestem gotowa na najbliższe tygodnie. Korzystając z tego, że miałam więcej czasu, to wzięło mnie trochę na wspominki. Przejrzałam trochę starych postów, a także swoje liczne zapiski w notatkach w telefonie. Kiedyś bardzo lubiłam prowadzić dzienniki, notesiki itd. ale jednak telefon sprawdza mi się najlepiej.
Dzisiaj pogadamy trochę o mojej wadze i o tym jak się ona zmieniała na przestrzeni kilku ostatnich lat. Skupię się na okresie wakacyjnym, bo wiadomo, że na przestrzeni 12 miesięcy to różnie wyglądało.
lato 2021 roku - 93,7 kg
Moja najwyższa i najgorsza waga. Była efektem kilkumiesięcznego epizodu depresyjnego, w czasie którego nie wychodziłam z łóżka, jedynie jadłam, jadłam i jadłam. Okropny czas. W krótkim czasie bardzo dużo przytyłam i to się odbiło oczywiście na wadze, ale także na "wyglądzie". Mam na myśli, to że zwyczajnie byłam bardzo, ale to bardzo ulana, napuchnięta itp.
lato 2022 roku - 76,6 kg
Cały rok ciężko pracowałam, gotowałam sobie zdrowe posiłki, a w przez kilka miesięcy ćwiczyłam codziennie tabaty z Kołakowską. To był ogromny progres i moje ciało świetnie wtedy wyglądało.
Teraz zamierzam się bardziej skupić na odchudzaniu, chciałabym się lepiej czuć w Tajlandii. Na dodatek, S. też się odchudza, a wiadomo, że we dwie osoby zawsze łatwiej :) Dzisiaj już nawet ćwiczyłam, tylko 20 minutowa tabata z Moniką Kołakowską, ale jezu dziewczyny, ale się umęczyłam... To zawsze dawało mi spory wycisk. Natomiast czuję się teraz świetnie, od razu +100 punktów do samopoczucia. Najgorzej jest zacząć, a potem to już jakoś leci. Mówię z doświadczenia, zresztą same widzicie.
A jeśli chodzi o "zasady" diety, to zasad nie ma. Wszystko z głową, nie rezygnuje z życia ze względu na odchudzanie - zbyt wiele lat na to straciłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz