Wtorek, 11:26
Cieszę się, że w końcu zaczął się nowy miesiąc, potrzebuje jakoś restartu, więc miejmy nadzieję, że on mi go zapewni. W piątek byliśmy na termach, było bardzo fajnie, odpoczęłam sobie, popływałam w ciepłej wodze, wymoczyłam kości. Wyszliśmy z basenu o 23 i pojechaliśmy do McDonalds, a w domu byliśmy koło 1 w nocy. Bardzo długi dzień, ale było warto, spalam jak dziecko. W sobotę natomiast pojechaliśmy na spacer do Ojcowa, niestety pogoda była brzydka, więc pochodziliśmy dosłownie 1,5h i pojechaliśmy coś zjeść. Zaliczyłam w ten weekend nowe smaki, bo odwiedziłam wietnamską restauracje. Zamówiliśmy zupę pho z wołowiną oraz stir fri z krewetkami, obie pozycje były pyszne. W niedziele miałam spotkać się z przyjaciółką, ale odwołałam, bo psychicznie nadal u mnie źle i nie potrafiłam znaleźć chęci na żadne spotkania.
W niedziele wieczorem gadałam z chłopakiem. Prawie się porzygałam ze stresu, dokładnie sama nie wiem dlaczego. Bardzo mi zależało na tym, aby pogadać, bo jednak kilka rzeczy dotyczących przyszłości było sobie trzeba omówić. Przede wszystkim mam wesele koleżanki w maju i chciałam wiedzieć czy w ogóle brać go pod uwagę, wcześniej są też święta, więc warto omówić jak je spędzamy no i oczywiście wakacje - też zapytałam czy rezerwujemy coś razem czy mam raczej nastawić się na wyjazd z przyjaciółką. Innymi słowy pytałam: "chcesz to ze mną zrobić, czy już raczej zerwiesz do tego czasu?". Natomiast ustaliliśmy, że święta spędzamy u jego rodziny (czyli tak jak było założone wcześniej), na wesele idziemy razem i na wakacje (we wrześniu lub październiku) również wybieramy się razem. Do niczego go nie zmuszałam, po prostu pytałam i czekałam na odpowiedź. Ja sama nie wiem co mam już myśleć o tej sytuacji, która miała miejsce niedawno. Nasz związek jest teraz trochę taki jak na początku, niepewny? ostrożny? Przede wszystkim to ja jestem niepewna i ostrożna, nawet przyłapuje się na tym, że odczuwam niechęć w stosunku do S., a nie myślałam, że kiedyś się to wydarzy. W zaledwie kilka dni stał mi się przerażająco obcy. Kiedyś usłyszałam w serialu takie słowa, że można kogoś kochać, ale jednocześnie nie lubić. I ja chyba mam tak samo. Kocham go bardzo, ale aktualnie nie lubię. Zastanawiałam się ogólnie czy to dobrze, że robię sobie plany na ten rok i uwzględniam w nich S., bo różnie to może być, ale nie chcę żeby moje życie na kilka miesięcy stanęło w miejscu. On jest jednak jego dużo częścią, więc jeśli nie będę go angażować, to tak jakbym sama już pogrzebała ten związek. Po omówieniu wszystkich rzeczy z mojej strony, kolejnego dnia (czyli wczoraj) S. zapytał mnie czy chcę iść na wesele do jego znajomych, już kiedyś Wam wspominałam o tym. Zapytałam go czy mu zależy i odpowiedział, że tak, ale jednocześnie zaznaczył, że jeśli mam się źle czuć to nie musimy tam iść. Gdyby nie to, że kilka dni później mam wesele swojej koleżanki to myślę, że bym się nie zgodziła, ale w takiej konfiguracji czuję, że byłoby to kiepskie zachowanie. Szczerze? Jak sobie pomyślę o tym weselu to robi mi się niedobrze. Głównie z powodu słów S. o tym, że on sobie mnie nie wyobraża jako swoją żonę. Boże... ja nie wiem dlaczego ja sobie to robię.
Skończymy już ten temat, bo znowu się popłakałam, a mam już zrobiony makijaż. Pracuje dzisiaj na HO, ale została mi jeszcze tak naprawdę godzinka, bo na 12:45 jestem umówiona do fryzjera i zejdzie mi już do samego wieczora. Umówiłam się na air touch. Zawsze chciałam się wybrać na tego typu farbowanie, bo efekty są świetne, ale było mi szkoda pieniędzy (to kosztuje około tysiąca), ale teraz już nie oszczędzam na ślub, więc kasę mogę przepuszczać dowoli.
Idę jeszcze chwilę popracować, ubiorę się i tak naprawdę będę musiała wychodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz