poniedziałek, 24 lutego 2025

5 more minutes

Poniedziałek, 16:09


To był najgorszy weekend w historii... mojej historii. I wolę sobie to napisać, by już nigdy nie przeżywać czegoś podobnego. Szczerze? To miałam przemilczeć to, co się wydarzyło, ale gdzie jak nie tutaj mam się wygadać. 

W sobotę dodałam wpis, w którym mówiłam, że w moim związku jest wszystko okej, ale cytując:"mój szósty zmysł szaleje". I miałam rację. Chłopak wrócił godzinę później z siłowni, usiadł koło mnie na kanapie i powiedział, że chce się rozstać. Tak po prostu. Wypytywałam, dociekałam, pytałam czy coś się stało i w końcu powiedział, że czuje, że coś się z jego strony wypaliło. Szczerze mówiąc to ja byłam tak otumaniona, tak zaskoczona, że zastanawiałam się czy to się dzieje naprawdę. Do teraz czasami mi się wydaje, że to tylko był sen, ale niestety nie. Bo wiecie, ja wiedziałam oczywiście, że mamy jakieś problemy i nie jest już w stosunku do mnie tak czuły czy cierpliwy, ale nawet do głowy mi nie przyszło, że może mu na mnie już nie zależeć. To jakaś abstrakcja. Bo zaprosił mnie na rocznicowy wyjazd, kupował prezenty, kwiaty, planował randki.. tak nie zachowuje się osoba, której nie zależy. Potem dodał, że jesteśmy razem już ponad dwa lata i to jest czas żeby pójść albo w prawo, albo lewo, a on doszedł do wniosku, że nie wyobraża sobie mnie jako jego żony. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, ale on był tak pewien tego co mówi, był taki inny, obcy mi, że w końcu powiedziałam okej, rozstańmy się. To wszystko działo się tak szybko, a ja cały czas byłam zamroczona, nie uroniłam ani jednej łzy, bo nie wierzyłam, że to się dzieje. Poszliśmy do piwnicy, przyniosłam wszystkie walizki i torby jakie miałam i spakowałam się. Wzięłam wszystko, a potem długo siedziałam na podłodze w pokoju zastanawiając się co ze sobą zrobić. Nie potrafiłam uwierzyć, że to się tak po prostu skończy. Że już nigdy więcej go nie pocałuje, nic nie ugotuję, nie pójdziemy w góry, nie doczekamy na kolejny sezon serialu, nie zobaczę się z jego rodziną, która mówiła, że jestem już jedną z nich. I gdy już byłam już całkiem spakowana jakiś głos mi powiedział, to co już słyszałam w życiu nie raz podejmując ciężkie decyzje: żałowałabym gdybym nie spróbowała. Dlatego poszłam do S. i byłam z nim szczera. Wiecie, że ja nigdy, przez ponad dwa lata związku nie powiedziałam mu, że mi na nim zależy albo że go kocham? Nigdy. Zawsze wydało mi się to zbędne i że będę zbyt ckliwa. Wtedy też mu nie powiedziałam tego, ale wyznałam, że zdmuchując świeczkę na torcie i wrzucając pieniążek do fontanny di trevi życzyłam sobie żeby nam się udało. Nigdy nie chciałam mu tego zdradzić, ale wtedy na zakończenie wydawało mi się to odpowiednie. Wiem, że powiedziałam jeszcze kilka rzeczy, ale zabijcie mnie, nie mam pojęcia co. Wiem jedynie, że w końcu oboje się popłakaliśmy. To był pierwszy raz gdy widziałam S. płaczącego. 

S. powiedział mi tego dnia wiele rzeczy, które na zawsze zapamiętam. Były tak okrutne, a ja poczułam się jak niepotrzebny mebel, który można odstawić do domu. Natomiast nie wiem nawet kiedy, ale w pewnym momencie mnie przytulił i tak oboje siedzieliśmy płacząc. Ja nigdy nie zapomnę tego popołudnia. Potem późnym wieczorem zapytałam się go czy uważa, że dobrze robimy próbując naprawić nasz związek. Powiedział, że myśli, że tak i w pewnym momencie dodał, że żałuje swoich słów, nawet cholernie. 

Tamtej nocy w ogóle nie spałam i myślałam o tym co się stało. Rozpamiętywałam każde słowo i chyba najbardziej zapadły mi w głowie te o żonie. Bo przez całą naszą relację tak bardzo się starałam żeby być dobrą przyszłą żoną. Gotowałam, prałam, prasowałam sprzątałam i wiele innych. Kiedyś usłyszałam, że facet nie wybierze kobiety, która robi mu śniadania, ale taką której sam jej robi. Wtedy tego nie rozumiałam, ale kurwa to jest takie prawdziwe. Ponadto niecały miesiąc temu S. powiedział, że założył sobie nowe konto google, bo wszystkie rzeczy, które przegląda od razu wyskakują w reklamach na yt, a jak będzie mi chciał kupić jakiś pierścionek (chodziło o zaręczynowy) to nie chce zepsuć niespodzianki. Natomiast jak widać te trzy tygodnie wystarczyły, aby zmienił zdanie o 180 stopni. 

Często w życiu zastanawiam się czy podjęłam dobrą decyzję, albo biczuje się za to, że zrobiłam źle. Dlatego teraz piszę to dla siebie z przyszłości: jak na tamten moment, podjęłaś najlepszą decyzję. 

Pewnie zastanawiacie się jak jest między nami od tamtej soboty. Jest dziwnie. Chyba nic więcej nie potrafię powiedzieć. Wczoraj pojechaliśmy na spacer. S. zapewne nie zdawał sobie z tego sprawy, ale zaprosił mnie w to samo miejsce, gdzie dzień po tym jak oficjalnie zostaliśmy parą. Oprócz tego żyjemy normalnie, ale czuję się bardzo niepewnie. Na dodatek od czasu do czasu wybucham płaczem, dzisiaj w pracy miałam calla i jedyne o czym myślałam, to żeby się nie rozkleić. 

Przed chwilą przeczytałam to, co napisałam i muszę powiedzieć że gdybym usłyszała taką historię, to śmiałabym się z dziewczyny, że nie potrafiła po prostu odwrócić się na pięcie i odejść z godnością. Natomiast gdy sprawa dotyczy mnie widzę to inaczej, czasami trzeba schować dumę do kieszeni i się nagiąć. Ja nie wiem co dalej będzie, czy faktycznie ze sobą zostaniemy, czy może przedłużamy nieuniknione rozstanie. Natomiast wiem, że to nie był jeszcze ten moment. Poza tym ja naprawdę bardzo go kocham. 

Postanowiłam dzisiaj odwrócić swoją uwagę od wyżej wspomnianego problemu i od rana zajęłam się sobą. Bardzo skupiłam się na pracy, zrobiłam sobie peeling, maseczkę, ładny makijaż. Coś tam jeszcze pogotowałam, chociaż sama apetytu nie mam w ogóle. Żeby jeszcze bardziej się dobić, tudzież rzeczywiście skierować myśli na inny tor, postanowiłam pierwszy raz od lipca ubiegłego roku stanąć na wadze. Chyba trochę zaskoczył mnie wynik, bo pokazał 87,3, czyli przytyłam 5 kg. Ten wynik wskazuje na otyłość I stopnia, co jest dziwne bo raczej tego nie odczuwam. Kiedyś ważąc mniej czułam się gorzej. Nie znaczy to natomiast, że nic z tym nie zrobię. Chcę schudnąć. Dużo schudnąć. Uciekanie w odchudzanie od zawsze było moją formą odskoczni od rzeczywistości.   

Za chwilę jadę do biblioteki wypożyczyć nowe książki, a na 20 idę na pilates. W rzeczywistości jedyne na co mam ochotę to zakopanie się w łóżku i płakanie. 

Pewnie zastanawiacie się co oznacza tytuł tego posta. W sumie to pewnie nikt nie zwrócił na to uwagi. Ale gdy rozmawiałam z chłopakiem tamtej soboty, to jedyne o czym byłam w stanie myśleć to 5 more minutes. Chciałam żeby ktoś nam jeszcze dał te ostatnie 5 minut, bym mogła się przytulić, pocałować, zapamiętać jego zapach. Ja naprawdę byłam gotowa wtedy odejść. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz