piątek, 28 lutego 2025

ostatni wpis w lutym

 Piątek, 14:32

waga: 86,1

wzrost: 170cm



Zaczynam pisać tego posta juz trzeci raz, bo z jakiś względów wyrazy nie chcą się układać w logiczną całość. Zacznę może od tego, aby wspomnieć jak bardzo się cieszę, że luty już się kończy. Ten miesiąc, a mowa raczej o jego końcówce, był najgorszym w moim życiu. Nie przesadzam. 

Przed chwilą skończyłam calla, którym stresowałam się od rana. Na szczęście wszystko poszło gładko i całkiem przyjemnie. Zamierzam popracować jeszcze ze 20 minut, a potem położę się na kanapie i poczytam trochę książkę. Aktualnie jestem na pierwszej części "Człowieka z lasu" autorstwa Cobena. Nie wiem jak mi się podoba ta książka, bo ciągle łapię się na tym, że myślę o czymś innym. Trudno. Przynajmniej na krótki moment mogę się oderwać. 

Jak się trzymam? Zadaję sobie to pytanie 10 razy dziennie. Nie wiem jak się trzymam, szczerze to jestem pełna podziwu dla siebie samej, że jeszcze nie rozpadłam się na małe kawałki. Przy zdrowych zmysłach trzyma mnie tylko praca i kotek. Jest mi ciężko, bardzo ciężko. Myślałam, że w miarę upływu czasu wydarzenia ostatniej soboty będą bladły w mojej pamięci, ale wcale tak nie jest. Czuję się jak ostatnia idiotka, bezkresna kretynka i obwiniam, że nic nie zauważyłam wcześniej. Myśl, że w czasie kiedy ja siedziałam w domu, gotowałam obiadki, sprzątałam, załatwiałam kolejne wyjazdy, kupowałam prezenty i po prostu go kochałam, ten myślał jak się ze mną rozstać. Myśl o tym, że nie jestem wystarczająca ciągnie się za mną przez całe życie. Myślałam chociaż, że żoną będę dobrą, ale widać do tego też się nie nadaję. 

Wiecie natomiast co się zmieniło? Na początku zastawiałam się jak ja sobie poradzę sama, bez mojego S. A teraz coraz częściej myślę jak ja sobie dalej poradzę w tym związku, zostając z nim. Nie jest łatwo żyć po tym co usłyszałam. Musiałybyście przy tym być. Był w stosunku do mnie taki brutalny, zimny. jednego jestem jednak pewna - nie zasłużyłam sobie na takie potraktowanie. 

Wczoraj chciałam juz z nim porozmawiać, ale nie wiem co mam powiedzieć. Może po prostu jak się czuję? 

Waga ładnie spada, wolno ale ładnie. Wczoraj był Tłusty Czwartek i zjadłam trzy pączki, wszystkie pyszne. Oprócz tego wpadła jeszcze sałatka i bułka z serkiem. Dzisiaj jedziemy na Termy Chochołowskie, potrzebuję się zresetować. 

wtorek, 25 lutego 2025

projekt 25

 Wtorek, 09:01

waga: 86,4


W dni, w które będę się ważyć postanowiłam wrzucać wagę na początku wpisu, tak aby móc z łatwością śledzić progres. Może też żeby zmotywować Was, chociaż nie wiem czy ktoś oprócz mnie i Mony aktualnie tutaj pisze. 

Odzywam się teraz, bo potem mogę nie mieć już czasu. Dzisiaj jestem na HO, a jutro i w czwartek idę do biura. Za mną już kawał pracy odwalony, zawsze tak mam, że gdy dopadają mnie jakieś problemy to potrzebuję się w czymś zakopać, akurat teraz padło na pracę. Przed chwilą nałożyłam wcierkę na włosy, teraz robię sobie przerwę na śniadanie i sprzątanie. Po pracy jadę do babci, bo już dawno się z nią nie widziałam.  Cieszę się na to spotkanie, bo w końcu dam jej różaniec, który kupiłam dla niej w Watykanie, mama już swój dostała. 

Wczoraj pojechaliśmy z chłopakiem do biblioteki, wypożyczyłam sobie dwie nowe książki, kryminały oczywiście, bo te czyta mi się najłatwiej. I wtedy zdałam sobie sprawę, że nie wspomniałam Wam w ogóle o moim projekcie, który mam w planie na 2025 rok. 

Nazwałam sobie ten projekt roboczo projekt 25, wyznaczyłam kilka kategorii i tak to się prezentuje: 

  1.  obejrzeć 25 filmów
  2. obejrzeć 25 seriali 
  3.  przeczytać 25 książek 
  4. wykonać 150 treningów (miało być 250, ale uznałam, że dla mnie niewykonalne)
  5. ugotować 25 nowych potraw
  6. pójść do 25 nowych restauracji
  7. odwiedzić 5 krajów
  8. odwiedzić 5 nowych miejsc w Polsce

To jest takie moje zadanie, które ma mnie zmotywować do spędzania czasu bardziej intencjonalnie? Sama nie wiem jak to powiedzieć, ale pomyślałam, że fajnie będzie coś takiego zrobić. Jedyne o co się boje to te treningi, bo jednak jest tego sporo, a póki co, po dwóch miesiącach roku mam ich jedynie 9/150. Do treningów zaliczam wszystkie formy aktywności - spacer (dłuższy, min. godzinny), pilates, basen. Ale pomyślałam sobie, że nawet jak nie uda mi się osiągnąć celu, to i tak jest to lepsze niż nie zrobienie niczego. 

Cieszy mnie to, że waga już dzisiaj pokazała sporo mniej, oczywiście zdaję sobie sprawę, że to woda prawdopodobnie schodzi z organizmu, ale każdy progres motywuje do działania. Aktualnie kalkulator bmi pokazuje, że mam nadwagę. Nadal kiepsko, ale jednak brzmi lepiej niż otyłość I stopnia jak to było jeszcze wczoraj, prawda? 

bye


poniedziałek, 24 lutego 2025

5 more minutes

Poniedziałek, 16:09


To był najgorszy weekend w historii... mojej historii. I wolę sobie to napisać, by już nigdy nie przeżywać czegoś podobnego. Szczerze? To miałam przemilczeć to, co się wydarzyło, ale gdzie jak nie tutaj mam się wygadać. 

W sobotę dodałam wpis, w którym mówiłam, że w moim związku jest wszystko okej, ale cytując:"mój szósty zmysł szaleje". I miałam rację. Chłopak wrócił godzinę później z siłowni, usiadł koło mnie na kanapie i powiedział, że chce się rozstać. Tak po prostu. Wypytywałam, dociekałam, pytałam czy coś się stało i w końcu powiedział, że czuje, że coś się z jego strony wypaliło. Szczerze mówiąc to ja byłam tak otumaniona, tak zaskoczona, że zastanawiałam się czy to się dzieje naprawdę. Do teraz czasami mi się wydaje, że to tylko był sen, ale niestety nie. Bo wiecie, ja wiedziałam oczywiście, że mamy jakieś problemy i nie jest już w stosunku do mnie tak czuły czy cierpliwy, ale nawet do głowy mi nie przyszło, że może mu na mnie już nie zależeć. To jakaś abstrakcja. Bo zaprosił mnie na rocznicowy wyjazd, kupował prezenty, kwiaty, planował randki.. tak nie zachowuje się osoba, której nie zależy. Potem dodał, że jesteśmy razem już ponad dwa lata i to jest czas żeby pójść albo w prawo, albo lewo, a on doszedł do wniosku, że nie wyobraża sobie mnie jako jego żony. Porozmawialiśmy jeszcze trochę, ale on był tak pewien tego co mówi, był taki inny, obcy mi, że w końcu powiedziałam okej, rozstańmy się. To wszystko działo się tak szybko, a ja cały czas byłam zamroczona, nie uroniłam ani jednej łzy, bo nie wierzyłam, że to się dzieje. Poszliśmy do piwnicy, przyniosłam wszystkie walizki i torby jakie miałam i spakowałam się. Wzięłam wszystko, a potem długo siedziałam na podłodze w pokoju zastanawiając się co ze sobą zrobić. Nie potrafiłam uwierzyć, że to się tak po prostu skończy. Że już nigdy więcej go nie pocałuje, nic nie ugotuję, nie pójdziemy w góry, nie doczekamy na kolejny sezon serialu, nie zobaczę się z jego rodziną, która mówiła, że jestem już jedną z nich. I gdy już byłam już całkiem spakowana jakiś głos mi powiedział, to co już słyszałam w życiu nie raz podejmując ciężkie decyzje: żałowałabym gdybym nie spróbowała. Dlatego poszłam do S. i byłam z nim szczera. Wiecie, że ja nigdy, przez ponad dwa lata związku nie powiedziałam mu, że mi na nim zależy albo że go kocham? Nigdy. Zawsze wydało mi się to zbędne i że będę zbyt ckliwa. Wtedy też mu nie powiedziałam tego, ale wyznałam, że zdmuchując świeczkę na torcie i wrzucając pieniążek do fontanny di trevi życzyłam sobie żeby nam się udało. Nigdy nie chciałam mu tego zdradzić, ale wtedy na zakończenie wydawało mi się to odpowiednie. Wiem, że powiedziałam jeszcze kilka rzeczy, ale zabijcie mnie, nie mam pojęcia co. Wiem jedynie, że w końcu oboje się popłakaliśmy. To był pierwszy raz gdy widziałam S. płaczącego. 

S. powiedział mi tego dnia wiele rzeczy, które na zawsze zapamiętam. Były tak okrutne, a ja poczułam się jak niepotrzebny mebel, który można odstawić do domu. Natomiast nie wiem nawet kiedy, ale w pewnym momencie mnie przytulił i tak oboje siedzieliśmy płacząc. Ja nigdy nie zapomnę tego popołudnia. Potem późnym wieczorem zapytałam się go czy uważa, że dobrze robimy próbując naprawić nasz związek. Powiedział, że myśli, że tak i w pewnym momencie dodał, że żałuje swoich słów, nawet cholernie. 

Tamtej nocy w ogóle nie spałam i myślałam o tym co się stało. Rozpamiętywałam każde słowo i chyba najbardziej zapadły mi w głowie te o żonie. Bo przez całą naszą relację tak bardzo się starałam żeby być dobrą przyszłą żoną. Gotowałam, prałam, prasowałam sprzątałam i wiele innych. Kiedyś usłyszałam, że facet nie wybierze kobiety, która robi mu śniadania, ale taką której sam jej robi. Wtedy tego nie rozumiałam, ale kurwa to jest takie prawdziwe. Ponadto niecały miesiąc temu S. powiedział, że założył sobie nowe konto google, bo wszystkie rzeczy, które przegląda od razu wyskakują w reklamach na yt, a jak będzie mi chciał kupić jakiś pierścionek (chodziło o zaręczynowy) to nie chce zepsuć niespodzianki. Natomiast jak widać te trzy tygodnie wystarczyły, aby zmienił zdanie o 180 stopni. 

Często w życiu zastanawiam się czy podjęłam dobrą decyzję, albo biczuje się za to, że zrobiłam źle. Dlatego teraz piszę to dla siebie z przyszłości: jak na tamten moment, podjęłaś najlepszą decyzję. 

Pewnie zastanawiacie się jak jest między nami od tamtej soboty. Jest dziwnie. Chyba nic więcej nie potrafię powiedzieć. Wczoraj pojechaliśmy na spacer. S. zapewne nie zdawał sobie z tego sprawy, ale zaprosił mnie w to samo miejsce, gdzie dzień po tym jak oficjalnie zostaliśmy parą. Oprócz tego żyjemy normalnie, ale czuję się bardzo niepewnie. Na dodatek od czasu do czasu wybucham płaczem, dzisiaj w pracy miałam calla i jedyne o czym myślałam, to żeby się nie rozkleić. 

Przed chwilą przeczytałam to, co napisałam i muszę powiedzieć że gdybym usłyszała taką historię, to śmiałabym się z dziewczyny, że nie potrafiła po prostu odwrócić się na pięcie i odejść z godnością. Natomiast gdy sprawa dotyczy mnie widzę to inaczej, czasami trzeba schować dumę do kieszeni i się nagiąć. Ja nie wiem co dalej będzie, czy faktycznie ze sobą zostaniemy, czy może przedłużamy nieuniknione rozstanie. Natomiast wiem, że to nie był jeszcze ten moment. Poza tym ja naprawdę bardzo go kocham. 

Postanowiłam dzisiaj odwrócić swoją uwagę od wyżej wspomnianego problemu i od rana zajęłam się sobą. Bardzo skupiłam się na pracy, zrobiłam sobie peeling, maseczkę, ładny makijaż. Coś tam jeszcze pogotowałam, chociaż sama apetytu nie mam w ogóle. Żeby jeszcze bardziej się dobić, tudzież rzeczywiście skierować myśli na inny tor, postanowiłam pierwszy raz od lipca ubiegłego roku stanąć na wadze. Chyba trochę zaskoczył mnie wynik, bo pokazał 87,3, czyli przytyłam 5 kg. Ten wynik wskazuje na otyłość I stopnia, co jest dziwne bo raczej tego nie odczuwam. Kiedyś ważąc mniej czułam się gorzej. Nie znaczy to natomiast, że nic z tym nie zrobię. Chcę schudnąć. Dużo schudnąć. Uciekanie w odchudzanie od zawsze było moją formą odskoczni od rzeczywistości.   

Za chwilę jadę do biblioteki wypożyczyć nowe książki, a na 20 idę na pilates. W rzeczywistości jedyne na co mam ochotę to zakopanie się w łóżku i płakanie. 

Pewnie zastanawiacie się co oznacza tytuł tego posta. W sumie to pewnie nikt nie zwrócił na to uwagi. Ale gdy rozmawiałam z chłopakiem tamtej soboty, to jedyne o czym byłam w stanie myśleć to 5 more minutes. Chciałam żeby ktoś nam jeszcze dał te ostatnie 5 minut, bym mogła się przytulić, pocałować, zapamiętać jego zapach. Ja naprawdę byłam gotowa wtedy odejść. 

sobota, 22 lutego 2025

spokojny weekend

 Sobota, 14:42



Hej! 

Mamy weekend, ja spędzam go na spokojnie. Wyspałam się, trochę posprzątałam mieszkanie, a teraz na kuchence wolno gotuje się zupa ogórkowa. 

Ogólnie nie są to jakieś najlepsze dla mnie dni, bo znowu mam dziwny okres w związku. Niby jest wszystko dobrze, ale mój szósty zmysł wariuje. Nie wiem jak mam to inaczej nazwać ani opisać co tak naprawdę się dzieje. Od kiedy kilka tygodni temu postanowiłam sobie zawalczyć o ten związek, to naprawdę dokładam wszystkich starań żeby było dobrze. Chciałabym abyśmy się do siebie zbliżyli, ale nie jest to łatwe z S. Ciągle proszę żeby mnie częściej przytulał, całkował, ale to raczej jak grochem o ścianę i nic z tego się nie dzieje. Sypiać też już niemal ze sobą nie sypiamy, ale co niepokoi mnie najbardziej, to fakt, że szczerze nie rozmawiamy. To znaczy na jakieś błahe tematy owszem, ale nie o przyszłości, o naszych planach, S. ma problem żeby nawet pogadać ze mną o tym jaką kanapę wybrać do salonu i tym podobne. Kiedy tylko zaczynam jakikolwiek temat, to on tylko leży z zamkniętymi oczami i odpowiada mhm, no, okej. To tyle na co mogę liczyć. I boli mnie to cholernie. Zależy mi na tym związku, ale do tanga trzeba dwojga. Zaczynam się czuć bardzo samotna w tym związku. Ja robię co mogę, ale jeśli nie zobaczę większego zaangażowania ze strony chłopaka, to nie pozostanie mi innego wyboru jak to zakończyć. 

Pomimo tego nieco gorszego czasu staram się pamiętać o sobie. Także gotuję dobre rzeczy, sprzątam, czytam książki i oglądam seriale lub filmy. Nie chcę żeby moje życie było w zawieszeniu przez to, co się dzieje wokół. 

Od przyszłego tygodnia postanowiłam bardziej postawić na aktywność fizyczną. Wrócę do treningów z Kołakowską, bo kiedyś je uwielbiałam. Mam też w planie przeczytać w tym roku min. 25 książek, a póki co cienko mi idzie, bo kończę drugą (ale za to cegłę). 

W przyszłym tygodniu jest także Tłusty Czwartek, ja zamierzam upiec fit pączki. Mam też wizytę na paznokcie, widzę się z przyjaciółką, idę na pilates oraz chcę odwiedzić babcie. Cieszę się, że jakoś zapełniam sobie wolny czas, to mi się teraz przyda. Najgorsze co mogę dla siebie zrobić to pogrążyć się w jakieś chorej rozpaczy. 


czwartek, 20 lutego 2025

czuć wiosnę

 Czwartek, 16:36



Hej! 

Jakiś kwadrans temu wróciłam z pracy. Byłam dzisiaj w biurze, a bardzo cenie sobie ten czas. Gdyby nie wczesne wstawanie, to mogłabym nawet napisać, że uwielbiam tam chodzić. Wiadomo, wpływ na to ma aspekt koleżeński, ale też ogólna atmosfera. We wtorek wieczorem jadłam Maczka, grzech grzechów, ale za to jaki pyszny. Ja zjadłam średnie frytki, czikera (nie wiem jak to się piszę, więc niech będzie tak) i kawałek cheeseburgera. Jestem  nawet zadowolona, bo nie dojadałam wszystkiego co miałam, a uwierzcie chciałam. 



Wtorek oraz środę spędziłam na zwolnieniu w domu i to była dobra decyzja, bo choroba już mi odpuszcza. Mieliśmy jechać jutro na termy, ale postanowiłam, że chcę się wyleczyć w pełni, więc przekładamy to na przyszły tydzień. 


Chlebek bananowy, który upiekłam wczoraj z przepisu rozkosznego. 


I jedzenie na dzisiaj oraz jutro. 
Kasza z kurczakiem i warzywami, a także spaghetti ze szpinakiem i suszonymi pomidorami. 


Ja już poczułam wiosnę w powietrzu! Jest jasno jak idę do pracy i jak ją kończę i czuć to coś w powietrzu. Pomyślałam, że jutro posprzątam dokładniej mieszkanie (w ramach treningu), a w przyszłym tygodniu je już wiosennie udekoruję. Za chwilę kładę się na łóżku i szukam jakiś fajnych dekoracji w Sinsayu :) 


bye


wtorek, 18 lutego 2025

Walentynki, choroba, zakupy

 Wtorek, 15:08



Cześć :)

W ubiegły czwartek i piątek byłam w biurze, niestety coś zaczęłam się źle czuć i trzyma mnie do dzisiaj. Na dodatek dostałam okres, więc już cała jestem w kiepskim stanie, no ale wróćmy się do poprzedniego tygodnia. 

Dni w biurze mijają mi zaskakująco szybko. W czwartek po pracy poszłam do sklepu i kupiłam chłopakowi mały prezent z okazji Walentynek. 



Kupiłam kartkę, bo to fajna pamiątka i takie serduszko. Takie same słodkości kupiłam dla koleżanki z pracy i bardzo się ucieszyła. 

W czwartek pojechaliśmy też na zakupy i pierwszy raz od lat chyba zrobiłam zdjęcie. 




Całkiem przeciętne zakupy. Ale z ciekawszych rzeczy kupiłam takie nasionka :) Mamy bardzo mały balkonik i właściwie nic się tam nie zmieści prócz kilku doniczek, ale i tak zamierzam wykorzystać jego potencjał. Nie wiem kiedy najlepiej będzie to zasiać, muszę trochę poczytać i kupić doniczki. 


W piątek, pomimo już kiepskiego samopoczucia, postanowiłam świętować Walentynki. Ubrałam taką piękną koszulę w serduszka no i paznokcie też miałam Walentynkowe <3 
A na palcu możecie zobaczyć pierścionek, który sama sobie kupiłam z okazji moich urodzin. 



W pracy mieliśmy pocztę Walentynkową i dostałam taką słodką przesyłkę :) 


Prosto po pracy pojechałam do domu mamy. Ojeju, ale dobrze, że już tam nie mieszkam, dziewczyny wracałam ponad 1,5h! Są tak okropne korki na tej trasie, że nic tylko płakać. W domu trochę pogadałam z mamą, od kiedy razem nie mieszkamy to nasze stosunki są dobre, obejrzałyśmy odcinek serialu i potem dopakowałam kilka rzeczy. Szymon przyjechał koło 19, wzięliśmy kota i pojechaliśmy odebrać Walentynkowe sushi. 


Na sushi musieliśmy poczekać jakieś 20 minut, więc wypuściliśmy Maffinka w samochodzie. Śmiało zwiedzał :) 


I tutaj sushi. Jakiś czas temu znaleźliśmy nową knajpkę, gdzie jest naprawdę tanio. Robią zestaw miesiąca, gdzie 50 kawałków kosztuje 50 zł i jest świetny, ale tym razem zdecydowaliśmy się na coś innego. 


W sobotę ugotowałam rosół, bo choroba nie odpuszczała. Pierwszy raz gotowałam na ekologicznym kurczaku i było czuć ogromną różnicę. Wyszedł pyszny. 


Popołudniu podskoczyliśmy do apteki i przy okazji do sklepu, więc wstawiam kolejną część zakupów. 


Moja ostatnio ulubiona przekąska do filmu - kapusta :) 



Wczoraj byłam w biurze, ale szczerze mogłam zostać w domu. Czułam się okropnie cały dzień. Dzisiejsza noc była w całości nieprzespana, bardzo się wymęczyłam. Mam zwolnienie na dzisiaj, miałam w planie odpoczywać, ale wyszło jak zwykle i zrobiłam już dzisiaj milion rzeczy. Natomiast resztę dnia mam w całości wolną i zostaje mi tylko łóżko i serial. Muszę wypocząć, bo boję się, że bardziej mnie rozłoży. 



Zrobiłam sobie tosty, które polecała Susz. W środku ser i pasta z serka kanapkowego i łososia. Ona akurat robiła z tuńczykiem, ale ja nie lubię. Szczerze, to średnio mi to smakowało, więcej nie powtórzę. 


Dla chłopaka na jutro na obiad zrobiłam takie placuszki budyniowe. Kiedyś z shein zamówiłam taką formę w serduszka, bardzo często z niej korzystam. 


Upiekłam też bułki, ostatnio piekę dosłownie co kilka dni. Zawsze wychodzą super. 


Ale się rozpisałam! Idę zrobić sobie kolejną herbatę z domową konfiturą malinową i będę oglądać serial. Już nic dzisiaj nie robię. Oprócz tego gotowanka wstawiłam dzisiaj zmywarkę, dwa prania, posprzątałam łazienkę, kuchnię i odkurzyłam. Ale to wszystko z ogromnym trudnem i co chwilę musiałam siadać i odpoczywać. Sama po sobie widzę, że jestem w kiepskiej formie. Choroba i okres wyrywają ze mnie wszelkie siły. 


środa, 12 lutego 2025

pocztówka z Rzymu

 Środa, 16:16



Wczoraj wróciliśmy z Rzymu i wyjazd zaliczam do bardzo udanych. Jedynie pierwszego dnia padał deszcz, ale przez resztę dni cieszyliśmy się już piękną pogodą. Byliśmy we wszystkich najważniejszych miejscach, wcześniej wykupiliśmy sobie zwiedzanie Koloseum, Forum Romanum i Palatynu, a także Muzeum Watykańskiego. Oprócz tego na miejscu weszliśmy jeszcze do Muzeum św. Anioła i odwiedziliśmy wiele bezpłatnych miejscówek. Mieliśmy nocleg zaraz obok Fontanny di Trevi, dosłownie słyszeliśmy w nocy jej szum, to było super doświadczenie. 


Jest absolutnie przepiękna. I serio mieszkaliśmy dosłownie w budynku, który mieści się jakieś 10 metrów dalej. Całe szczęście jest poza sezonem, więc nie zapłaciliśmy dużo. 


Od razu po przyjeździe poszliśmy na pizze na kawałki, oj była przepyszna. 


Za to wszystko zapłaciliśmy 8 euro, więc myślę, że dobra cena. 


Panteon, wyglądał imponująco. Niestety, tak jak Wam mówiłam, w pierwszy dzień padało... a właściwie to lało. 


Wybraliśmy się też do najlepszej lodziarni (ponoć) w Rzymie, mieli w ofercie aż 150 smaków. 


To jest jedna porcja i kosztowała 5 euro - wybrałam smak: czekolada z truskawką, dragon fruit i coś w rodzaju karmelu. 


Potem wybraliśmy się do Muzeum św. Anioła 


W tle widać Watykan 


Piękne zdjęcie, mega mi się podoba. 


<3




Fontanna na Piazza Navona


Na koniec dnia poszliśmy do jednej z lepszych restauracji w mieście i udało nam się bo nie było kolejki. 


Ja zamówiłam carbonare, która była najlepszym makaronem jaki w życiu jadłam. Koniecznie muszę zrobić sama. 

 

A chłopak makaron w sosie pomidorowym, ale nie pamietam nazwy.


Następnego dnia wstaliśmy o 7 i poszliśmy pod Fontanne. Udało mi się zrobić takie piękne zdjęcie. 


Następnie udaliśmy się na rogaliki, ja miałam świetnego z nadzieniem pistacjowym. 


O tutaj go widać, miał meeeega dużo nadzienia. 


Po 8 mieliśmy wycieczkę po Koloseum, Forum Romanum i Palatynie. 








Robił ogromne wrażenie. 


Po zwiedzaniu i odpoczynku poszliśmy na obiad. Spróbowaliśmy bruschetty, nie wiem czy dobrze to napisałam, ale wiecie o co chodzi. Pierwszy raz to jadłam, było bardzo dobre. 


I spróbowaliśmy pizzy. Była dobra, ale wiecie, taką można już kupić w Polsce. 



Po obiedzie wybraliśmy się na Kapitol, który także robił wrażenie. 



A tutaj widok ze środkowych tarasów. 


Wieczorem poszliśmy na (podobno) najlepsze tiramisu. Ja zamówiłam truskawkowe, a chłopak klasyczne i oba były wybitne. 


Poniedziałek zaczęliśmy od śniadania w Zatybrzu. Zamówiliśmy sobie dwie kawki, coś słodkiego, a także foccacie i wyszło nas to 11 euro, więc myślę, że tanio. 


W Polsce wyszłoby drożej. Było wybitnie dobre. 

Tego dnia chodziliśmy dużo po bazylikach, wzgórzach i uliczkach. 


Obowiązkowy Aperol we Włoszech, chociaż jego cena odstraszała, bo kosztował aż 9 euro, ale wszędzie był w takich cenach. 




Zamówiliśmy znowu makarony, ale były już dużo gorsze. 


Po obiedzie wybraliśmy się do Watykanu, bo na 17 byliśmy umówieni na zwiedzanie Muzeum Watykańskiego. 


Wieczór zakończyliśmy jedząc lody pod Fontanną di Trevi. 


W dzień wylotu poszliśmy na śniadanie i znowu wpadło coś na słodko i słono. 


Później pojechaliśmy znowu do Watykanu i poszliśmy do Bazyliki św. Piotra. No powiem Wam... na bogato. 



I lot powrotny do Polski.

Wyjazd oceniam jako bardzo udany, zwiedziliśmy bardzo dużo jak na to, że byliśmy tam niecałe 4 dni. I chyba nigdy nie bolały mnie tak nogi. 
Dzisiaj pracowałam z domu. Zaczęłam jeszcze przed 7, więc wcześnie skończyłam. Udało mi się nas rozpakować i posprzątałam całe mieszkanie. Ugotowałam też obiadek na dzisiaj i jutro. Uważam to za sukces, bo gotowałam z takich resztek, że szok. 


Przywiozłam sobie taką torbę na pamiątkę i oczywiście magnes z Rzymu i Watykanu. 


Nie wiem czy Wam mówiłam, ale na dniach jedziemy po mojego kota! Z tej okazji zamówiłam mu jego własne legowisko, a także trochę zabawek i miseczek. 


Tak będzie wyglądać jego kącik wypoczynkowy. 

Zrobiłam sobie teraz zielonką herbatkę i kładę się na łóżku. Będę oglądać "Genialną przyjaciółkę", a na 20 idę na pilates. Od rana mam nałożoną wcierkę na skórę głowy i zamierzam ją zmyć dopiero jak wrócę. W między czasie zrobię sobie też peeling twarzy. 

bye