Sobota, 11:06
Nareszcie mamy weekend, ja spędzam go sama, a to się rzadko zdarza. Oczywiście postanowiłam, że wykorzystam ten czas. Wczoraj po pracy wróciłam na chwilę do domu, umyłam włosy, przebrałam się i pojechałam spotkać się z koleżankami z liceum. Spędziłyśmy świetny i bardzo długi wieczór na mieście, jedząc pizze i popijając drinki. Umówiłyśmy się jeszcze na marzec na randeczkę, razem z naszymi chłopakami oczywiście. Do domu wróciłam dopiero po północy, jedynie się przebrałam i poszłam spać. Dzisiaj wstałam chwilę przed ósmą i wzięłam kąpiel korzystając z tego, że jestem sama w mieszkaniu. Gdyby była mama to z relaksu byłyby nici, bo od rana goniłaby pewnie z odkurzaczem gadając przez telefon. A tak kąpiel zajęła mi dosłownie 10 minut, ale za to wyszłam z niej jak nowonarodzona. Przed chwilą posprzątałam też kotu kuwety, wymieniłam żwirek, byłam na chwilę w sklepie i zdążyłam umyć łazienkę. Lecę jeszcze pościerać kurze i odkurzyć, bo na 12:30 umówiłam się z koleżanką do kina. Idziemy na ten film o żonie Elvisa, więc nie mogę się doczekać. Dawno nie byłam w kinie. Popołudniu mam zamiar przygotować sobie materiały na korki na przyszły tydzień, bo niestety kończą się ferie. Może wieczorem skoczymy z mamą na basen, ale to się jeszcze zobaczy. Trochę zmęczona jestem po tym tygodniu i niestety dopadł mnie lekki ból głowy.
Na jutro nie mam żadnych planów. Chcę sobie jedynie ściągnąć hybrydę z paznokcia. Postanowiłam, że robię sobie chwilę przerwy od nich, niech się zregenerują i zacznę chodzić znowu do kosmetyczki. Natomiast u stóp nadal będę sama sobie robić. Muszę też coś pogotować do pracy na przyszły tydzień, bo jak zaczną się znowu korki, to będzie zapieprz. Ah byle do końca roku szkolnego.
Nie wiem czy Wam mówiłam, ale Szymek pojechał w tym tygodniu na narty ze znajomymi. Dokładnie tymi samymi z tej pamiętnej imprezy, ale na szczęście nie ma tej dziewczyny. Jezu chciałabym odpuścić tą sprawę, ale nie umiem. Jestem nadal tak rozczarowana, zła i zniesmaczona, że nawet nie próbuję tego ukryć. Wychodzę z założenia, że jak mnie coś boli, to mnie boli i mam prawo to manifestować. Ten wyjazd bardzo odbija się na naszym związku i moim stosunku do S. Nie mam ochoty z nim pisać, a gadać to już tym bardziej. Jak mi piszę "poszliśmy na stok, zjedliśmy śniadanie" itd. to chce mi się rzygać, serio. No i co ja mam dalej z tym zrobić? Wiem, że powinnam z nim pogadać, ale sama nie umiem zaproponować rozwiązania, które by mnie satysfakcjonowało.
Okej, idę sprzątać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz