Niedziela, 12:27
Od niemal zawsze byłam lubiana. Tak jakby świat chciał mi w jakiś sposób wynagrodzić niepowodzenia w domu. Nie musiałam się martwić o to, że nie mam z kim iść do kina, kawę czy na imprezę. Zawsze ktoś mnie zapraszał i chciał spędzać ze mną czas. Słyszałam, że jestem zabawna, że uwielbiają moje poczucie humoru, a ja w rzeczywistości w środku ryczałam. Dużo mówiłam, ogólnie lubię to robić, zwierzać się komuś, ale... z totalnych głupot. Jestem w stanie powiedzieć o kocie, który nasikał mi na łóżko, o nowej odżywce do włosów czy o tym, co jadłam na kolacje. Ale nikt, dosłownie nikt nie wie o zaburzeniach odżywiania, depresji, nerwicy, czy moim leku przed dotykiem. Bo nawet jak już zaczynam coś mówić, nie wprost, a jedynie sugerować, że nie radzę sobie tak dobrze jak wszyscy myślą, to słyszę tylko "Ty zawsze sobie jakoś poradzisz", "kto da radę jak nie Ty?". I właściwie na tym rozmowa się kończy, a ja wracam do opowieści o odżywce do włosów.
Niby teraz wszystko robie, radzę sobie. Uczę do egzaminów, robię zadania, planuje wyjazd, ale każdego dnia po otworzeniu oczu, w głowie mam tylko jedną myśl o tym żeby się zabić. To mnie dziwi i niepokoi, ponieważ ostatnim razem takie myśli miałam w podstawówce, kiedy to matka się nade mną najbardziej znęcała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz