Wtorek, 22:37
Zazdrość.
To uczucie towarzyszy mi od lat. Od kiedy pamiętam zawsze zazdrościłam wszystkim rówieśnikom pięknej sylwetki i rodziny. Nie rozumiem dlaczego niektórzy uważają, że zazdrość to złe uczucie. Zawiść, owszem, ale zazdrość? Przecież nikomu nie dzieje się krzywda... no chyba, że osobie, która zazdrości. Bo powiem Wam, że nie ma nic gorszego niż obserwować jak ktoś żyje Waszym wymarzonym życiem.
Do gimnazjum i liceum chodziłam z jedną dziewczyną, którą nazywałam Piękną. Właściwie jeśli zobaczycie sobie na mojego poprzedniego bloga, to jest on głównie poświęcony jej osobie. I piszę to z pewnym rozżaleniem, Piękna w moich oczach była po prostu ideałem. Zdolna, mądra i taka osoba, co wszystko jej wychodzi. Nie skłamię jeśli powiem, że miałam na jej punkcie małą obsesję. Raz w tygodniu chodziłam na korepetycje z angielskiego niedaleko bloku, w którym mieszkałam, w drodze powrotnej do domu potrafiłam stać pod jej oknem i się gapić. Bardzo jej zazdrościłam nie tylko wyglądu, ale także rodziny. Takiej ciepłej, kochającej się. Pamiętam, że w gimnazjum byłam na jakieś kolonii, walizka była bardzo ciężka, a mnie nie miał kto zawieźć na miejsce spotkania, więc poprosiłam Piękną i jej tatę. Oczywiście się zgodzili i wiecie jakie było moje zdziwienie gdy w samochodzie jej tata z nią rozmawiał? Nie zrozumiecie mnie pewnie. Ja byłam w szoku. Bo ja nigdy nie doświadczyłam takiej sytuacji. Tak bardzo mi się to spodobało i tak bardzo jej zazdrościłam, że dosłownie wybłagałam mojego tatę żeby mnie odebrał. W drodze powrotnej w autokarze wydzwaniałam do niego co chwilę, a on nie odbierał. Okazało się, że zapomniał o mnie. Rodzice Pięknej się nade mną zlitowali i wzięli mnie ze sobą, bo tak po nią przyjechało oboje rodziców. Jej mama mnie wtedy tak zauroczyła... była kochana, ciepła. Nikogo nie wyzywała, nie ubliżała, była spokojna, radosna. Zupełne przeciwieństwo mojej. Pamiętam, że gdy dotarłam do domu to nawet nikt na mnie nie czekał, mama zostawiła mi klucze u sąsiadki i wyciągnęła odkurzacz żebym posprzątała mieszkanie. I tyle. Od tego momentu uwielbiałam bywać w domu Pięknej, zwłaszcza gdy byli jej rodzice. To ciepło było niesamowite. Już nigdy później nie zaznałam czegoś takiego.
Na studiach pojawiła się natomiast inna osoba, z którą przyjaźnię się do dzisiaj. Nazwę ją po prostu K. Tak jak napisałam, przyjaźnimy się do dzisiaj. I chociaż życzę jej jak najlepiej, to po prostu czasami ciężko jest mi poradzić sobie z tym, że niektórzy mają takie szczęście w życiu. K. to po prostu takie w czepku urodzony człowiek. Ten typ, który nie przyjdzie nienauczony na egzamin, a i tak zda, który zawsze ma w życiu szczęście i właściwie na nic nie musi pracować, bo wszystko dostanie od losu. Inaczej tego nie jestem w stanie opisać. Dzisiaj K. nagrała mi masę wiadomości odnośnie prezentów, które dostała na urodziny. Nie dość, że miała przyjęcie niespodziankę, tort, to jeszcze przyjechała cała rodzina. Otwarcie przyznaję się do tego, że jej zazdroszczę. Chciałabym być chociaż raz na jej miejscu. Poczuć taką miłość ze strony innych osób, żeby ktoś się mną raz zaopiekował, zadbał.
Skoro napisałam na początku, że zazdrość wcale nie jest negatywnym uczuciem, to dlaczego tak źle się teraz czuję z faktem, że im zazdroszczę? Czuję się złym człowiekiem.
Wyłączam możliwość komentowania na jakiś czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz