Poniedziałek, 13:02
Haj dziewczyny!
Ostatni tydzień był po prostu wspaniały, serio. Znowu czułam się jak "stara" ja. Produktywna, niepoddająca się, ogarniająca wiele rzeczy w jednym czasie. To było cudowne i nawet nie wiedziałam, że tak bardzo tęskniłam za tym czasem.
W piątek Szymon przyjechał po mnie po 20, nawet wszedł na chwilkę na górę, przywitał się z kotem i od razu pojechaliśmy do niego. Przygotowaliśmy sobie pyszną deskę, jak w każdy piątek i oglądaliśmy film. Tego dnia szybko położyliśmy się spać, bo oboje byliśmy bardzo zmęczeni po całym tygodniu. W sobotę wstaliśmy po 8, dosyć szybko się zebraliśmy i zjedliśmy śniadanie, jak zwykle była to szakszuka, która tym razem wyszła jeszcze lepiej niż normalnie.
Po śniadaniu oboje usiedliśmy do pracy. Ja skończyłam pisać rozdział magisterki, w niemal trzy dni napisałam 20 stron. Mówiłam Wam, że bardzo mi się się podoba jak to wyszło, mojej promotorce tak samo! Dostałam wczoraj od niej maila, że jestem jedną z nielicznych osób, które tak dobrze piszą. Co więcej, odchodzi ona na urlop naukowy od następnego semestru, ale zaproponowała mi, że mogłaby nieoficjalnie mnie prowadzić. Zgodzę się! Bardzo fajnie, że dostałam doceniona przez kogoś o randze profesora :)
Co więcej? W sobotę robiliśmy też razem sushi. Wyszło obłędne!
Czy to nie wygląda super? Zjedliśmy wszystko!
W niedziele Szymon znowu musiał trochę pracować, ja za to odpoczywałam. Chwilę pograłam w Simsy i byłam też po ciastko i kawę. Po południu pojechaliśmy na spacer nad Wisłą, a po powrocie zrobiłam obiad. Pierś z kurczaka w sosie śmietanowo- musztardowym podana na szpinaku z ziemniaczkami i pomidorkami. Wyszła pysznie, chociaż trochę przesoliłam.
To ciacho zjedliśmy na pół i był to sernik oreo. Bardzo fajny, ale w ogóle nie słodki. Ale to tak kompletnie.
Wróciłam do domu dopiero 20, wykąpałam się i jeszcze oglądałam serial "You".
Po każdym spędzonym weekendzie z Szymkiem, staram się analizować co mi się podobało, a co nie. W tym tygodniu przeżyłam pewne zdziwienie. Chyba Wam kiedyś wspominałam, że Szymon w ramach moich urodzin zaprosił mnie na krótki wyjazd, chyba wtedy myślał o Włoszech. Z racji tego, że powiedział, iż to w ramach moich urodzin, to myślałam, że za to zapłaci. Gdy w weekend znowu o tym rozmawialiśmy powiedział, że dzielimy się na pół. I nie myślcie proszę, że jestem jakaś interesowna, bo serio nie jestem, ale wychodzi na to, że na swoje urodziny dostałam od niego... NIC. Kiepsko co nie? Wiem, że krótko się znamy, ale jednak wtedy byliśmy już razem, wiec dosłownie mógł kupić cokolwiek albo zaprosić mnie na jakąś kolacje. Powiem Wam, że kiepsko się z tym faktem poczułam i nie chodzi mi o sam prezent, ale wiecie, po prostu takie zainteresowanie. Na wyjazd i tak pojedziemy, nie mam nic przeciwko żeby za siebie zapłacić, ale głupio się poczułam. Tak samo w ten weekend miała miejsce jeszcze jedna sytuacja przez, którą nawet poszłam do łazienki i się poryczałam. Nie było to nic wielkiego, ale znowu zrobiło mi się smutno.
Przez ostatnie tygodnie była zaaferowana głównie wokół mojego związku, teraz postanowiłam przestawić zwrotnicę i na powrót bardziej skupić się na mnie. To mi teraz dobrze zrobi, muszę nabrać dystansu.
Twoja reakcja jest jak najbardziej prawidłowa, jeśli facet sugeruje wyjazd z okazji Twoich urodzin, to powinien pokryć chociaź część kosztów za Ciebie w ramach prezentu. Ma jeszcze szansę na rehabilitację, jeśli podczas wyjazdu zaprosi Cię na jakąś fajną kolację, itp. Jeśli nie, to zaraz po powrocie (po co sobie psuć wyjazd), wypomniałabym mu, że niefajnie się poczułaś z takim potraktowaniem. Zwłaszcza że Ty mu wcześniej dałaś ten niebieski prezent, prawda?
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że zapisujesz te sytuacje na blogu, to pozwoli Ci zachować „zimną głowę”. M
napisałam obszerny komentarz i nie jestem pewna, czy się dodał 🥲 M
OdpowiedzUsuńWszystko wyglada apetycznie! Życzę Ci, aby z kazdym kolejnym spotkaniem było coraz mniej trosk i zostały same przyjemności:)
OdpowiedzUsuń