Jest 21:30, a ja jestem kompletnie w dupie. Miałam bardzo dokładny plan, o której czego się uczę, ale nic z tego nie wyszło, bo zmieniły mi się trochę plany. Kartkówka z historii poszła dobrze. Jutro wos-nie umiem, fizyka-nie umiem i pp-nie umiem. To będzie jakiś koszmar, na dodatek jestem tak zmęczona, że nie wiem czy będę w stanie teraz coś zapamiętać. Mimo, że kończyłam o 12:20, to w domu byłam dopiero na 2! To chyba jakiś żart. Porobiłam notatki z wosu i poleciałam na angielski, z angielskiego do domu i na próby do bierzmowania. Cały dzień mnie prawie nie było. Nogi mnie bolą.
Rozmawiałam dzisiaj z mamą o zmianie szkoły, sama zagaiła. Ma jutro dzwonić i pytać o wolne miejsca, mam nadzieję, że się uda i że nie będę żałowała.
BILANS:
śniadanie- owsianka z 1/3 banana i 1/2 nektarynki
obiad- pół woreczka brązowego ryżu, warzywa na patelnię
podwieczorek - jabłko, pół nektarynki
kolacja- sałatka(szpinak+pomidor), dwa wafle ryżowe z sałatą i plasterkiem sera żółtego
Jestem bardzo zmęczona, więc nawet nie myślę o tym czy jestem głodna czy nie. Teraz kłade się do łóżka i biorę za wos, pp i fizykę. Planuje pouczyć się do północy. A jutro znowu pobódka o 5:30...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz