Piątek weekendu początek.. tsa. Myśle właśnie o tym, co robi reszta moich koleżanek. Czy tak jak ja, spędzają piątkowy wieczór na zadaniach z matematyki i notatkach z historii? Wątpię. Umawiały się na imprezę, na którą zostałam zresztą zaproszona, lecz zanim skończyły mówić odmówiłam. Nie umiem wytrzymać w klasie liczącej 30 osób, a co dopiero na imprezie. Tylko jak ja się wymigam od Sylwestra? A może pójdę? Ostatni był okrpony, piłam do lustra i poszłam spać zaraz po północy, obiceując sobie, że ten rok będzie lepszy. Pod pewnymi wzglęadmi jest, ale to co naprawdę ważne wciąż się nie zmieniło.
Od dwóch lat i trzech miesięcy moje życie stoi w martwym punkcie.
No ruszysz kurwa, czy nie?!
W szkole siedem leckji, a na każdej nerwy i stres. Nienawidze chodzić nieprzygotowana, a mimo to ostatnio często mi się to zdarza. Zaraz spiszę wszytko czego muszę się nauczyć, a mało tego nie jest. Jeszcze jak pomyślę, że mam kuć na biologię, chemie, czy inne przedmioty, które mi sie nie przydadzą, to krew mnie zalewa. Robię to tylko dlatego, bo nie chce skońcyć jak idiotka jedynie z wiedzą o tym ile dni ma rok.
Bilans mam do duszy. Od poniedziałku koniec ze śniadaniami, przynajmniej dłużej pośpie.
Bonne nuit!
ps. wpała kolejna piątka ze sprawdzianu z francuskiego, tak więc kończe semestr ze średnią 5.0
lecę do nauki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz